niedziela, 26 maja 2019

OD Lucjusza

Jak zwykle wstałem dojść wcześnie rano, nigdy nie miałem z tym większego problemu. Dzięki temu nie marnowałem czasu na bezsensowne leżenie w łóżku i wpatrywanie się w biały popękany sufit. Powoli się przeciągnąłem aby rozprostować zastane od leżenia mięśnie i położyłem nogi na drewnianej podłodze. Moje kopyta jak zwykle cicho zastukały o posadzkę, kiedy tylko się z nią zetknęły. Od razu ruszyłem do małej łazienki, aby obmyć twarz i przebrać się z piżamy. Nigdy nie zajmowało mi to zbyt długo, bo nie przykładałam zbyt dużej wagi do swojego ubioru. Ważne było aby mieć coś na swoim zadzie, ale nie obchodziło mnie zbytnio jak to dokładnie wygląda. Najważniejsze aby było wygodne no i czyste. Wychodząc ze swojego małego pokoiku zarzuciłem na szyję czerwoną chustę, która była jedyną pamiątka po moim dawnym życiu. Cicho westchnąłem patrząc na porozkładane po podłodze i stołach książki, tak to się kończy jak nie odkłada się ich na miejsce, bo akurat cię naszło na zrobienie sobie wolnego. 
- A mogłeś to wczoraj zacząć sprzątać, ale nie bo po co. - powiedziałem sam do siebie. W myślach jeszcze skarciłem się za wczorajsze wyjście do lasu. Tym bardziej, że wiedziałem ile mam tutaj roboty. Przed wzięciem się do pracy zaparzyłem sobie jeszcze najzwyklejszej czarnej herbaty, którą położyłem na jednym ze stołów obok sterty książek. Po krótkiej chwili stosiki zaczęły znikać wewnątrz półek, czyli na swoim miejscu. Biblioteka ta może i nie była jakaś ogromna, ale na pewno pełna najprzeróżniejszych książek. Cieszyła mnie taka praca, nie miałem non stop kontaktu z obcymi ludźmi gdyż pracowałem tutaj sam. A w dodatku cały dzień byłem otoczony książkami no i ich zapachem. Z mojego krążenia z głową w chmurach wyciągnął mnie odgłos otwieranych drzwi, na wszelki wypadek przybrałem swoją ludzką formę i ruszyłem do osoby, która właśnie weszła do pomieszczenia. 

> Ktosiu? <

Liczba słów: 295

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz