sobota, 11 maja 2019

Od Johena CD Sarethe

Audiencja dobiegła, końcu rozmowa z ojcem nie była, niczym przyjemnym jak zwykle zakończyła się, tak samo nie umiem chyba rozmawiać z nim normalnie. Zawsze ma, jakieś problemy to do mnie to znów do mojego syna człowiek porażka jak on w ogóle został królem? To jasne tak samo, jak i ja nim zostanę, ród wystarczy się urodzić w rodzinie wysoko statusowej i już wszystko masz w garści, ludzi, kraj, wielki zamek. Mam wszystko, a jednak mimo to czuje, że przez to wszystko nie mam nic.
Wzdycham ciężko, wchodząc do komnaty, kładąc wszystkie papiery na stole, podchodząc do okna, wpatrując się w otwartą przestrzeń, myśląc nad przyszłością moją, mojego syna, naszego królestwa.
Złość na młodego już dawno mi przeszła a ja zacząłem myśleć o tym, jak na spokojnie z nim porozmawiać, byłem przecież, taki sam staram się dla tego go zrozumieć. Mimo to nie mogę, pozwolić mu na tak nieodpowiedzialne ruchu nigdy przecież nie wie, co może mu się stać, a tego bym sobie nie wybaczył. Nie przeżyłbym, gdyby coś stało się mojemu jednemu dziecko. Mojej jedynej nadziei na normalną przyszłość.
W milczeniu wpatruje się, w okno w końcu nikogo tu nie ma więc nie muszę nic mówić. W głowie wciąż słyszę, słowa ojca jak ten mężczyzna mnie denerwuje, czasem zastanawiam się, czy aby naprano, jestem jego syna, może tak naprawdę jestem „dzieckiem przybłędy”. A on właśnie dlatego aż tak bardzo mnie nienawidzi, nie zdziwiłbym się, gdyby tak było, on po prostu jest, mistrzem w tym, co robi. Tak jest mistrzem w byciu dupkiem w stosunku do każdego i to nie jest, żart z nim żartować się nie da. A ludzie zastanawiają się, czemu taki jestem, a jaki mam być przy takim ojcu. Nie dziwie się, że Victor ucieka, na pewno się go boi chyba trzeba, szczerze pogadać na pewne tematy by nie było za późno.
Kiwnąłem głową sam do siebie, przygotowując się psychicznie na spotkanie z synem. Al co to? Drzwi mojej komnaty otworzyły się, a do środka w osobie własnej weszła, moja służka przez chwile patrzyłem, tylko kątem oka na nią nie wypowiadając ani słowa, by w końcu, odwrócić głowę zadając, jej pytanie jednocześnie uważnie jej się przyglądając. Coś z jej nogą było, nie tak zostawiam ją na chwilę samą, a ona już robi sobie krzywdę, jak bym widział mojego syna po prostu istne dno. Co się dzieje, teraz z tymi dzieciakami ja naprawdę nie wiem, robią sobie krzywdę przy najmniejszej okazji takie to słabe pokolenie.
- Co zrobiłaś? - Beznamiętnie spytałem niby to niezainteresowany, a jednak gdzieś tam w środku trochę zmartwiony, jeśli coś jej się stanie, wtedy będę musiał szukać nowego sługi, a na to ochoty nie mam. No co myślę, tylko o sobie wiem o tym doskonale, ale staram się czasem myśleć też o innych, nie jestem aż taki zły, tak myślę.
- Ach nic takiego mój panie - Starała się, ukryć ranę co wcale mi nie odpowiadało, nienawidzę, gdy ktoś się tak zachowuje, jeśli coś się dzieje, chce to wiedzieć, a nie być okłamywanym tylko dlatego, że jest moją służącą.
Pokręciłem głową, biją się z myślami, jedno moje słowo a ona będzie badana przez najlepszego lekarza, jakiego tu mamy tylko czy chce być dla niej aż tak łaskawy? Jest dla mnie kimś ważnym? Nie, tak właściwie nic o niej nie wiem, z resztą, jak i o całej reszcie swoich służących jakoś nie specjalnie chce czegoś się o nich dowiedzieć. Ich obowiązkiem jest, słuchanie mnie ja słuchać ich nie muszę chociaż wiem, że czasem powinienem, to moi poddani a brak szacunku do nich pokazuje jakim władcą jestem to karygodne, by tak wyglądać w ich oczach.
- Rozumiem, że nie powiesz mi prawdy - Tym razem mój głos był łagodny, bo niby za co miałem się denerwować? To nie mój problem to ona coś ukrywa, jednak jej życie osobiste mnie nie interesuje. Natomiast stan zdrowia już tak, jeśli mi tu umrze, poddani pomyślą sobie, że jestem, jakimś potworem czego bardzo bym nie chciał, nie jestem z tych mężczyzn, którzy krzywdzą kobiety.
To właśnie dlatego z łaski swojej wyszedłem, na chwile z komnaty zamieniając, kilka słów z moim strażnikiem prosząc, go by wezwał tu lekarza. Może to nic poważnego, ale wolałbym, wiedzieć co się z tą nogą dzieje.
Po krótkiej rozmowie wracam, do komnaty patrząc na dziewczynę, stoi bez ruchu pewnie o czymś myśląc. Nie przerywam jej, nie mam po co, przyniosła mi herbatę, cudownie mogę wreszcie odsapnąć.
- Wasza wysokość czy jestem ci w czymś jeszcze potrzebna? - Grzecznie ukłoniła się, wpatrując w ziemię, tak jak by coś ciekawego tam znalazła.
- Tak, za chwile przyjdzie tu lekarz, pozwalam ci usiąść tu na krześle i poczekać na niego - Stwierdziłem, dłonią wskazując krzesło, na którym ma posadzić swoje szanowne stężenie i grzecznie czekać. Nie chce, mówić to nie, nie będę się wtrącać, ale od tego badania zależy czy wciąż będzie, nadawała się na moją służę.

<  Sarethe?>

Liczba słów: 797

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz