Gdy tylko do moich uszu dotarł charakterystyczny dla wyciągania noża z etui szelest, przemiłe uczucie spokoju oraz beztroska, zniknęły w ułamku sekundy. Nie rozchylając wciąż powiek, ukradkiem uchwyciłam w swej lewej - niewidocznej dla przeciwnika dłoni- idealnie naostrzony nóż. Zawsze dbam o to, by moje narzędzia zbrodni były w stu procentach dobrze przygotowane do ewentualnej egzekucji. Z nieludzką - jak przystało na istotę magiczną - szybkością, poderwałam się na równe nogi, by następnie wykonać jedno, jednak śmiertelne nacięcie na gardle oprawcy. Zacisnęłam mocniej palce na rękojeści, patrząc z góry na swoje “dzieło”. “Nie myślę już o odejściu z tego świata.” - przeszło mi jedynie przez myśl, gdy swoją, nieco zakrwawioną broń kierowałam z powrotem do futerału.
W tym momencie chyba po raz pierwszy w życiu dokonałam zbrodni z obrony, nie z jakiegoś zlecenia, czy przypadku. Poczułam się jak ta głupia ofiara, której życie właśnie mi zazwyczaj przychodzi ukrócić. Dziwny dreszcz jak na zawołanie przeszył całe moje ciało. Wpatrywałam się w martwego człowieka, który powoli zmieniał moje miejsce relaksu w bordową kałużę krwi. Niezbyt zadowolona tym widokiem, mruknęłam jakieś przekleństwo pod nosem. Rozumiem, że posiadam taką, a nie inną pracę, jednak jak każda istota potrzebuję okazjonalnie relaksu, czy zwykłego odpoczynku. Utrzymywanie się na kawie jest uciążliwe, zarówno pod względem rutynowego smaku, jak i późniejszym odbiciu na zdrowiu - uciążliwe drgawki wywołane niedoborem wypłukiwanego przez kawę magnezu, są jedynie kulą u nogi... Szczególnie w mojej profesji.
Podniosłam powoli swój wzrok. Sporym zdziwieniem, którego mimo wszystko nie dałam po sobie poznać, okazała się obecność drugiego, kruczowłosego mężczyzny. Mój wzrok dokładnie go zlustrował, od stóp do głów. “Człowiek” - podsumowałam go jednym słowem w myślach, chcąc już ponownie dorwać swej broni. Pierwsze wrażenie uczyniło go w moich oczach wspólnikiem martwego już osobnika. Jakim zdziwieniem okazało się dla mnie jednak, gdy ten uniósł ręce w górę, jakby w geście poddania się. Na moją twarz wkradł się cień zdziwienia.
– Próbowałem pomóc, ale mnie ubiegłaś – powiedział cicho, najwidoczniej w obawie przed moim atakiem. Zatrzepotałam kilkukrotnie rzęsami, przyglądając się uważnie wyższemu mężczyźnie. W jego głosie, ani treści wypowiedzi nie dostrzegłam żadnego znaku, który mógłby wskazywać na to, że zwyczajnie kłamie w żywe oczy. Uniesione ręce w praktyce skazywały go na ewentualną śmierć, gdybym zdecydowała się zaatakować, co jednak było kolejnym argumentem na jego prawdomówność. Opuściłam swoje ręce, wzdychając przy tym cicho. Odwróciłam gdzieś wzrok.
– Nie myślał Pan o swoim życiu? Ten człowiek mógł mieć jakiegoś asa w rękawie, by zlikwidować również Pana… – odparłam trochę zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam, zdając sobie sprawę z barwy głosu jakim mu odpowiedziałam. – Przepraszam, chrypka – dodałam, przywołując do normy swój ton. Ten na moje słowa podrapał się jedynie po głowie, również odwracając gdzieś wzrok.
– Sam nie wiem… – wzruszył ramionami. – Byłem po prostu w pobliżu – dopowiedział, wracając do mojej osoby wzrokiem. Skinęłam na jego słowa głową, ponownie wzdychając. Mimo wszystko - w moich oczach było to swego rodzaju szarpnięcie się na własne życie, bowiem mój oprawca był członkiem jednej z większych organizacji przestępczych… Zapewne znał się na tym i owym.
Schyliłam tułów oraz odrobinę głowę w dół, przymykając jednocześnie oczy. Może i jestem seryjnym mordercą, ale posiadam swoje zasady i w tym wypadku nakazywały mi one zrobić tylko jedno.
– Dziękuję – powiedziałam krótko i na temat, pozostając w pozycji japońskich podziękowań. – Jeśli byłoby to możliwe, chciałabym poznać Pana imię i… – rozchyliłam delikatnie powieki, a mój wzrok spotkał się jedynie z ziemią. – I za to poświęcenie, postawić Panu obiad. – Nawet nie zorientowałam się, gdy w tym momencie na moje policzki wkradło się delikatne zaczerwienienie, wywołane trochę niezręczną sytuacją.
<Keith? ^^>
Liczba słów: 573
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz