Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko. Nim zdążyłem zrozumieć co się dzieje, cały pokój został zamrożony i to za sprawą Victor'a. Czy to dlatego przez cały czas czułem od niego tą dziwną moc? Czyżby Johen coś ukrył przed wszystkimi i nawet przed własnym synem? Żaden zwykły człowiek nie potrafiłby zrobić czegoś takiego.
Spojrzałem w stronę Księcia, Króla i gości, którzy dalej stali jak słupy soli, jakby to ich a nie pokój zmrożono. Bez słowa wycofałem się z pomieszczenia i ruszyłem pospiesznie za Księciem, spodziewając się, że ukryje się w swoim pokoju, w końcu gdzie indziej mógłby uciec?
Tak więc znalazłem się przed komnata Victor'a i zapukałem niepewnie do środka. Nie dostałem żadnej odpowiedzi, ale mimo to chwyciłem za klamkę, która ku mojemu zaskoczeniu również została zamrożona, jednak nie przeszkodziło mi to w otwarciu drzwi. Wszedłem powoli do środka, szukając wzrokiem po całym pomieszczeniu Księcia. Zauważyłem go skulonego tuż przy łóżku, dlatego szybko zamknąłem drzwi i podszedłem do niego.
- Wasza wysokość - zacząłem spokojnie, chcąc zbliżyć się do niego jeszcze bliżej i jakoś go pocieszyć, jednak chyba nie do końca moja pomoc była chciana.
- Zostaw mnie! - krzyknął i ukrył głowę w ramionach. Zauważyłem że jest zdezorientowany i przestraszony. Pierwszy raz od tylu lat widzę go w tak marnym stanie i niepokoi mnie to, a wręcz jest mi go żal. Chciałbym tak jednym pstryknięciem palców zabrać od niego cały ten strach, ale niestety nie jest to możliwe.
- Nie chcę cię zostawiać w takim stanie, nie po tym co się stało... - szepnąłem cicho i ponowiłem próbę podejścia do niego.
- Nie wiem co się właśnie stało... Nie chciałem tego zrobić... Ja... - podniósł na mnie wzrok, który zaraz zwrócił na swoje drżące dłonie. Podążyłem za jego spojrzeniem i dostrzegłem jak bardzo blade są jego ręce, tak jakby w ogóle nie krążyła w nich krew.
- Spokojnie, to nie twoja wina - odparłem spokojnym i cichym głosem, siadając na podłodze tuż obok niego. Wiem że moje słowa wiele mu nie dadzą, kiedy pewnie teraz w głowie ma wiele pytań, jednak nie mogę mu na nie odpowiedzieć. To nie tak, że nie znam na część z nich odpowiedzi, tylko chcę żeby najpierw się uspokoił, poza tym osobą, która mu wytłumaczy, co się z nim dzieje, powinien być ktoś z rodziny. Na przykład jego ojciec, on jako jedyny wydawał się najmniej zaskoczony tym co się stało? Spodziewał się, że kiedyś coś takiego się stanie? Czy to ma związek z matka Victor'a?
Wyciągnąłem rękę w stronę dłoni mężczyzny, jednak ten spanikowany cofnął ją, jakby bał się mojego dotyku. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem i wnet pojąłem, że musi wciąż się bać tego, że jego dłonie zamrażają wszystkiego, co dotknie. Z resztą sam widziałem ślady na klamce i na kilku rzeczach kiedy tu szedłem.
- Spokojnie - szepnąłem do niego i z delikatnym uśmiechem , dotknąłem lekko jego dłoni. - Widzisz? Wszystko jest w porządku.
Dopiero po kilku minutach jasnowłosy przekonał się, co do tego i pozwolił mi ująć delikatnie jego dłonie. Dalej był roztrzęsiony, dlatego koniec końców przytuliłem go czule do siebie, głaszcząc go łagodnie po ramieniu, czekając cierpliwie aż się uspokoi. Nie wiem ile to trwało, ale kiedy przestał drżeć, odsunąłem się od niego nieznaczenie, patrząc spokojnie na jego twarz.
- Nic nie rozumiem... J-ja jestem człowiekiem... Jestem człowiekiem. prawda? - spojrzał na mnie wręcz błagalnym wzrokiem, a moje serce zabolało z tego widoku, naprawdę nie chciałem go takiego widzieć.
- Powinieneś się położyć, panie - nie odpowiedziałem na jego pytanie, podnosząc się z podłogi. - To był ciężki dzień dla wszystkich, szczególnie dla ciebie - pociągnąłem go do góry, po czym położyłem go do łóżka, jak małe dziecko. Miałem nadzieję, że sen pozwoli mu na chwilę zapomnieć o tym wszystkim i przy okazji odpocznie sobie.
Przykryłem Księcia porządnie kołdrą, po czym poczekałem aż zaśnie. Po tym jak jego oddech się unormował i było widać, że zasnął mogłem odejść, zostawiając go samego ze swoimi myślami, a raczej snami. Uśmiechnąłem się smutno sam do siebie, po czym sam z mętlikiem w głowie wyszedłem z komnaty, mając jeszcze parę spraw do załatwienia.
~~*~~
Zanim mogłem się udać na spoczynek, musiałem sprawdzić jeszcze jedna rzecz. Miałem pewne podejrzenia co do narzeczonej Victor'a. Wiadomo że jest dziwna i upierdliwa jak bzyczący w nocy komar, jednak w niej było coś jeszcze. Dlatego skorzystałem z okazji, że jej komnata była jeszcze pusta i wkradłem się do środka od razu rozpoczynając przeszukiwanie.
Zajrzałem do wszystkich szafek i nawet pod łóżku, ale nic nie znalazłem. Dopiero gdy natknąłem się na zamkniętą na klucz szafkę, obudziły się na nowo we mnie podejrzenia. Rozejrzałem się za jakimkolwiek kluczykiem, lecz takowego nie znalazłem, dlatego postanowiłem użyć innego sposobu. Używając mocy wiatru, sprawiłem, ze ta blokada wewnątrz szafki przeskoczyła, dzięki czemu już po chwili drzwiczki otworzyły się przede mną otworem. uśmiechnąłem się pod nosem i przejrzałem dokładnie półeczki, na jednej z nich znajdują tajemniczą fiolkę. Zaciekawiony chwyciłem ją i przyjrzałem jej się dokładnie. Wydawała się dziwna i wyczuwałem od niej nutkę magii. Zmarszczyłem lekko brwi i postanowiłem przelać trochę tej substancji do pierwszego lepszego naczynia, a następnie zanieść to Josephowi. Sięgnąłem po srebrny kielich, do którego wlałem trochę tego eliksiru, po czym odłożyłem go na jego wcześniejsze miejsce, zamykając po sobie szafkę. Już miałem zbierać się do wyjścia, kiedy usłyszałem kroki na korytarzu i irytujący głos Księżniczki. Rozejrzałem się panicznie po pokoju i nie widząc innego wyjścia, schowałem się do szafy na ubrania, trzymając ostrożnie kielich, aby nie wylać przypadkiem tajemniczej substancji. Po zaledwie kilku sekundach do komnaty weszła Eliza, która zdenerwowana od razu rzuciła się na łózko, wierzgając nogami, jak jakieś nadpobudliwe dziecko. Przez cały czas obserwowałem ją przez maleńką szczelinę, szukając dogodnego momentu na ucieczkę. Nie trwało to długo, bo do pokoju wszedł ojciec dziewczyny i kazał jej gdzieś jeszcze pójść. Odetchnąłem z ulga kiedy zostałem znowu sam i wreszcie mogłem wziąć głębszy wdech. Nie tracąc już czasu, wyszedłem z kryjówki i szybko ruszyłem do Josepha.
~~*~~
- I jak? - zapytałem, przyglądając się badaniom starca, który coś robił dziwacznego z substancją, którą mu dostarczyłem.
- Niewątpliwie jest to eliksir magiczny i myślę, że odpowiada za poprawę urody - odpowiedział były medyk, spoglądając w moją stronę.
- Czyli? Tak naprawdę jest brzydką ropuchą i musi się wspomagać magicznymi soczkami? - uniosłem jedną brew, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej.
- Coś w tym stylu... Dzięki temu ma jakby zupełnie nową twarz, jednak żeby efekt był długotrwały musi systematycznie pić ten wywar - sprecyzował, a ja nagle uśmiechnąłem się szeroko.
- Jak tylko Król się dowie, że ta pożal się boże Księżniczka wspomaga się magią to odwoła małżeństwo Victor'a z nią - stwierdziłem zadowolony z własnego pomysłu. Przynajmniej mężczyzna nie musiałby się żenić z tym babsztylem.
- Nie możemy mu powiedzieć - Joseph pokręcił głową, a ja spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Po tym, co się stało na przyjęciu Król jest strasznie zdenerwowany, nie możemy teraz z nim iść ze sprawą używania magii, kiedy nagle okazało się, że jego wnuk posiada magię. Poza tym nie mamy żadnych dowodów - wyjaśnił, a ja od razu poczułem się, jakby ktoś kopnął mnie mocno w brzuch. Joseph widząc moją minę poklepał mnie po ramieniu i uśmiechnął się pocieszająco.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze i jakoś jeszcze znajdziesz sposób by się jej pozbyć...
<Victor? :P>
Liczba słów: 1179
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz