Zerknąłem w stronę, gdzie tak uważnie wpatrywała się młoda dziewczyna, zastanawiając się, co tam ciekawego widzi, przecież nikogo ani niczego ciekawego tam nie było, a może jedynie to mój punkt widzenia sam nie wiem.
- Zauważyłaś tam może coś ciekawego? - Spytałem, starając się dostrzec to, co i ona w końcu bez powodu nie patrzyła, by na mnie takimi wielkimi oczami coś usłyszała dziwnego? A może zobaczyła mojego syna, ten drugi punkt myślowy, w mojej głowie nawet by mnie za bardzo nie zaskoczył. Od rana nigdzie nie mogłem go znaleźć, więc zrozumiałe było to, że jak zwykle poszedł gdzieś, nie informując nikogo o swoim wyjściu. Dobrze, że jego sługa zawsze przy nim jest mam większą pewność jego bezpieczeństwa. Nie stuprocentowe, ale na pewno większe niż jak byłby sam.
Sarethe nagle pokręciła energicznie głową, machają przy tym rękoma, tak jakby starała się zmyć z siebie winę lub odsunąć podejrzenia sam nie wiem, jak mam to odebrać sprawa jest trochę skomplikowane i trochę podobna do młodej dziewczyny, która nigdy nie potrafiła powiedzieć mi niczego wprost. Co prawda wiem, że mogę zachowanie i opinia na mój temat wspaniała nie jest, mimo to mogłaby aż tak się przy mnie nie stosować, a może tylko mi się tak wydaje. Czasem to, co nam się wydaje, nie jest tym, co dzieje się naprawdę, dlatego trzeba dużo myśleć, a mniej mówić co od zawsze dobrze mi wychodziło. Jednakże nie o mnie teraz się rozchodzi, czas zapytać się w prosty bez ogródek co widziała.
- Widziałaś tam może Victora? - Proste pytanie oczekuję, logicznej i prostej odpowiedzi tak lub nie, udawać nie musi, nie będzie miała przecież przez to problemów, nie jest jego tylko moją służącą.
- Tak wasza wysokość widziałam pana syna - Przyznała się, wreszcie, za co byłem jej wdzięczny, a jednocześnie zadowolony tym, że powiedziała, mi prawdę a mogła tak od razu.
Kiwnąłem, głową nie wypowiadając, żadnego słowa nie mając i tak nic do powiedzenia, nie pochwalałem, zachowania mojego syna jednak w tej chwili robię, to samo by, zobaczyć co tak bardzo podoba, mu się w nazwijmy to normalnym życiu tętniący w mieście.
- Możemy iść dalej - W końcu otwarłem usta, by powiedzieć to krótkie zdanie lub te trzy słowa idąc w głąb miasta, pierwszy raz widząc, to wszystko, czego w zamku nigdy nie dostrzegałem.
Ludzie tu żyjący są szczęśliwi nawet bardziej szczęśliwy niż ja jako przyszły król, wolni nie mają żadnych obowiązków niektórzy bardzo biedni, ale mają coś, czego ja nigdy nie miałem, prawdziwą rodzinę. Teraz gdy tak stoję i patrzę na tych wszystkich ludzi chodzących dookoła mnie. Mam wrażenie, że jestem tylko jednym z wielu króli niezmieniającym niczego w świecie, kraju. A oni jak królowie świata cieszą, się każdą chwilą żyjąc nią bez strachu i przejmowania się dniem następnym wraz z bliskimi.
- Chyba zaczynam, rozumieć co przyciąga tu mojego syna - Zwróciłem się do dziewczyny, przyglądając się jej przez chwilę. - Możesz iść, skorzystać z naszej obecności tutaj nie musisz, przecież trzymać się ciągle przy mnie nigdzie nie ucieknę, a tobie przyda się trochę relaksu - Dodałem, kładąc swoją rękę na jej głowie, pierwszy raz od wielu lat uśmiechając się ciepło, a co najważniejsze szczerze z głębi serca. Aż zadziwiające jak w krótkiej chwili moje nastawienie do świata zmieniło się z powodu zwykłego wyjścia na miasto do ludzi innego pokoju niż ja.
<Sarethe? xD>
- Zauważyłaś tam może coś ciekawego? - Spytałem, starając się dostrzec to, co i ona w końcu bez powodu nie patrzyła, by na mnie takimi wielkimi oczami coś usłyszała dziwnego? A może zobaczyła mojego syna, ten drugi punkt myślowy, w mojej głowie nawet by mnie za bardzo nie zaskoczył. Od rana nigdzie nie mogłem go znaleźć, więc zrozumiałe było to, że jak zwykle poszedł gdzieś, nie informując nikogo o swoim wyjściu. Dobrze, że jego sługa zawsze przy nim jest mam większą pewność jego bezpieczeństwa. Nie stuprocentowe, ale na pewno większe niż jak byłby sam.
Sarethe nagle pokręciła energicznie głową, machają przy tym rękoma, tak jakby starała się zmyć z siebie winę lub odsunąć podejrzenia sam nie wiem, jak mam to odebrać sprawa jest trochę skomplikowane i trochę podobna do młodej dziewczyny, która nigdy nie potrafiła powiedzieć mi niczego wprost. Co prawda wiem, że mogę zachowanie i opinia na mój temat wspaniała nie jest, mimo to mogłaby aż tak się przy mnie nie stosować, a może tylko mi się tak wydaje. Czasem to, co nam się wydaje, nie jest tym, co dzieje się naprawdę, dlatego trzeba dużo myśleć, a mniej mówić co od zawsze dobrze mi wychodziło. Jednakże nie o mnie teraz się rozchodzi, czas zapytać się w prosty bez ogródek co widziała.
- Widziałaś tam może Victora? - Proste pytanie oczekuję, logicznej i prostej odpowiedzi tak lub nie, udawać nie musi, nie będzie miała przecież przez to problemów, nie jest jego tylko moją służącą.
- Tak wasza wysokość widziałam pana syna - Przyznała się, wreszcie, za co byłem jej wdzięczny, a jednocześnie zadowolony tym, że powiedziała, mi prawdę a mogła tak od razu.
Kiwnąłem, głową nie wypowiadając, żadnego słowa nie mając i tak nic do powiedzenia, nie pochwalałem, zachowania mojego syna jednak w tej chwili robię, to samo by, zobaczyć co tak bardzo podoba, mu się w nazwijmy to normalnym życiu tętniący w mieście.
- Możemy iść dalej - W końcu otwarłem usta, by powiedzieć to krótkie zdanie lub te trzy słowa idąc w głąb miasta, pierwszy raz widząc, to wszystko, czego w zamku nigdy nie dostrzegałem.
Ludzie tu żyjący są szczęśliwi nawet bardziej szczęśliwy niż ja jako przyszły król, wolni nie mają żadnych obowiązków niektórzy bardzo biedni, ale mają coś, czego ja nigdy nie miałem, prawdziwą rodzinę. Teraz gdy tak stoję i patrzę na tych wszystkich ludzi chodzących dookoła mnie. Mam wrażenie, że jestem tylko jednym z wielu króli niezmieniającym niczego w świecie, kraju. A oni jak królowie świata cieszą, się każdą chwilą żyjąc nią bez strachu i przejmowania się dniem następnym wraz z bliskimi.
- Chyba zaczynam, rozumieć co przyciąga tu mojego syna - Zwróciłem się do dziewczyny, przyglądając się jej przez chwilę. - Możesz iść, skorzystać z naszej obecności tutaj nie musisz, przecież trzymać się ciągle przy mnie nigdzie nie ucieknę, a tobie przyda się trochę relaksu - Dodałem, kładąc swoją rękę na jej głowie, pierwszy raz od wielu lat uśmiechając się ciepło, a co najważniejsze szczerze z głębi serca. Aż zadziwiające jak w krótkiej chwili moje nastawienie do świata zmieniło się z powodu zwykłego wyjścia na miasto do ludzi innego pokoju niż ja.
<Sarethe? xD>
Liczba słów: 539
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz