Odetchnęłam z ulgą kiedy Książę Johen mnie nie skrzyczał, nie rzucił złośliwej uwagi, ani nie uderzył. Ludzie mają różne temperamenty i podejścia i jedni będą w stanie w przypływie złości wyrządzić drugiemu krzywdę. Nawet jeśli ta osoba jest niczemu winna! W związku z audiencją dostałam czas wolny. Kłaniam się pospiesznie dziękując za jakże ogromną łaskawość i wyszłam z jego gabinetu. Słońce już dawno było wysoko na niebie dlatego korytarzem wyspecjalizowanym dla służby udałam się do kuchni. Nie wiem, czy mój Pan zjadł obiad, jeśli nie, czekać go będzie syta kolacja. Dbać pod każdym aspektem o mojego Pana, to priorytet. I nie obchodzi mnie to, czy się polubimy czy zostanie w chłodnym stosunkach. Mam jedynie nadzieję, że nie wywali mnie na zbity pysk, nie wsadzi do lochów ani nie pośle na stryczek. Po krótkim czasie jaki tu spędziłam, nadal lekko napawa mnie lękiem ale nie tak bardzo jak król Elzebiusz.
Idąc przez mizernie oświetlony korytarz widzę spojrzenia zazdrości ale i jednocześnie współczucia ze strony służby królewskiej. Odgarniam włosy czując się przy tym niezręcznie. Nie mogę być zbyt pewna swojej pozycji ani pokazać momentu słabości. Jedyne co się liczy wśród nas to pozycja, dobro materialne. "Ludzie, jesteście okropni", myślę sobie przypominając nauki pewnej kobiety. Cieszę się ze swojego pochodzenia i mogę być z niego dumna. Wchodzę do kuchni zamaszystym krokiem lustrując trójkę osób będących na zmywaku. Podbiega do mnie jednak jeden z kucharzy, poważnie czymś zmartwiony. I ja już wiem czym.
-Sarethe, Sarethe moja kochana - zaczyna mężczyzna a ja krzyżuje ręce na piersi posyłając nieodgadnione spojrzenie. Uniosłam brew pytająco.
-Ani młody Książę Victor ani Książę Johen nie zjedli dzisiaj swojego obiadu - jest zdenerwowany i zlękniony. - Nie wiem czy to kwestia mojego złego gotowania. Źle gotuję? Proszę cię, spróbuj i powiedz - oglądam się za mężczyznę i dostrzegam uśmieszki. Zrobili mu dowcip, wmówili mu pewnie coś, a że jak widać jest nowy, łyknął to. Zjadam całą porcję przygotowaną dla jednego z Książąt. Kiwam głową z uznaniem.
-Twoje danie jest przepyszne, dzięki - posyłam nieznaczny uśmiech bo zjadłam coś naprawdę konkretnego i godnego posiłku króla. - Zapewne jeszcze nie znasz tutejszych zwyczajów, ale każdego nowego tutaj straszą - posyłam zirytowane spojrzenie na przed chwilą cicho śmiejących się ludzi. - I nic się nie stało. Zapewniam cię, że Książę Johen bardzo chętnie zje przygotowaną przez ciebie kolację. Nadmiar obowiązków i stres go wyczerpuję. Widzisz, Książę Victor nie jest do końca usłuchany i są z nim spore problemy - puszczam do niego oczko widząc jego zdezorientowanie wymalowane na buzi. - Na szczęście ja nie popieram takich żartów, poza tym chyba strasznie nerwowy jesteś - zauważam bo moje oczy mimowolnie obserwują jego dłonie, które w dość charakterystyczny sposób o siebie pociera.
-Nie sądziłem, że się tutaj dostanę i ktokolwiek doceni moja dania. Tam skąd pochodzę krytykowali moje specjalności od najgorszych - wyjawia śmiejąc się lekko.
-Chyba nie wiedzą co to dobry smak - kwituję i wstaję. - Na mnie już pora i jakbyś chciał porozmawiać to bardzo chętnie - oznajmiam i od razu żałuję.
-Oczywiście, też muszę wracać do roboty, trzeba przygotować się na kolację - posyła szeroki uśmiech, dyga mi dla żartu i pędem wraca do garów.
Parskam jedynie wchodząc do przejść dla służby na nowo. Postanawiam się przejść porozglądać i poprzypominać sobie gdzie się co znajduję. Omijam salę, w której król prowadzi audiencje z Johenem. Słyszę podniesione głosy ale podsłuchuję. Mam dość kłopotów i idę dalej. Dostrzegam przed sobą damską postać, która znika za rogiem. Jednakże kiedy tylko wchodzę na rozwidlenie korytarzy dostrzegam postać wyłaniającą się wprost na mnie i z czajnikiem na herbatę pełną wrzątku. Niby przypadkiem wylewa wrzątek na mnie, lecz ja staram się błyskawicznie zareagować odskakując przed siebie. Początkowo pewnie miałam zostać oblana na piersi, najlepiej jakby to była twarz ale koniec końców obrywa mi się w udo i rozciąga w dół nogi przez łydkę. Nie jestem w stanie powstrzymać krzyku, który próbowałam zdusić w sobie jak mogę. Echo rozniosło mój głos przez co martwię się o to, czy doszło to do sali audiencyjnej. Nie powinno, znajdowałyśmy się parę pokoi dalej jeżeli dobrze pamiętam.
Chwytam się za nogę, nie powstrzymuję łez. Zrywam kawałek sukni by moja noga miała pełną swobodę. Z sykiem i wrogością patrzę na moją napastniczkę. Jest aż nadto dobrze zadbana a mimo to moje nerwy puszczają. Pomimo bólu, który rwie niemalże moją nogę rzucam się na kobietę przyszpilając ją do ściany. Mocno ściskam jej ramiona, widzę że wyrządzam jej tym sporą krzywdę i najpewniej zostaną siniaki. Nie dbam o to w tej chwili. Cały ciężar ciała przerzucam na zdrową nogę.
-A to było za co? -szepcze wściekle.
-Znaj swoje miejsce, zwykła służko - prycha zadowolona. - Tylko szkoda, że nie oszpeciłam twojej buźki. Wątpię, czy by Johen mógł na ciebie spojrzeć i pozwolić na twoją obecność przy jego boku -zanosi się śmiechem a ja patrzę na nią jak na idiotkę. Do uduszenia jej odwodzi mnie jedynie ból.
-Nie wiem o czym ty w ogóle pieprzysz -klnę, nie mam zamiaru przebierać w słowa. - Wykonuję swoje obowiązki tak jak powinny być wykonane. Jestem tylko jego służącą i nikim więcej - warczę przez zęby próbując jeszcze mocniej docisnąć do ściany. Właściwie przylgnęłam do niej ciałem, co się damie dworu nie spodobało.
-Odsuń się ode mnie -słychać w jej głosie odrazę. - Ta ładna buźka przysporzy ci tylko więcej kłopotów, choć nie na długo - jej słowa brzmią dość tajemniczo ale nie mam ochoty się nad tym rozwodzić.
-A ty lepiej nie pozwalaj sobie na więcej takich numerów. Damie dworu wypada siedzieć cicho przy boku mężczyzny, spłodzić mu potomków, oraz o nich zadbasz. Na dworze raczej masz mało do gadania. Raczej nikt cię nie pamięta - rzucam nią w korytarz. Pozwalam jej odejść a sama muszę zmierzyć się z raną. Patrzę na poparzenie, ból wraca do mojej głowy, łzy na powrót zalewają moje oczy. Klnę w myślach, ponieważ po tym oparzeniu zostanie mi blizna. "Za późno ją opatrzą", myślę choć udaję się do pomniejszego medyka, który zabandażuje moją nogę. Każdy krok sprawia niewyobrażalny ból, ale powoli się przyzwyczajam i tylko zaciskam zęby. Medyk próbuje mnie wypytać o okoliczności wypadku ale nie odzywam się wściekła na samą siebie. Dlaczego żadna dusza mnie nie ostrzegła o tym? Dziękuję za opatrzenie mojej rany i od razu przebieram się w czysty strój. Ktoś inny o dobrym sercu przyniósł mi w międzyczasie zapasowy strój a tamten po prostu przerobi szwaczka. Wpadłam do kuchni po herbatę dla Johena. Wiem, że może potrzebować czegoś na uspokojenie po całym dniu. Kuśtykając wchodzę do komnat Księcia, który stoi przy oknie i nad czymś rozmyśla. Zerka na mnie surowym spojrzeniem. Kłaniam się i bez słowa stawiam herbatę na stoliku.
-Co to - mówi ostro.
-Pomyślałam, że może zechcesz Panie wypić herbatę. Słyszałam, że nie jadłeś Panie obiadu, stąd chociaż proszę o wypicie herbaty - czuję jak jestem obserwowana. Nie da się przeoczyć, że coś jest nie tak z moją nogą.
Johen?
Liczba słów: 1116
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz