Czy ja się chciałem kłócić? Niekoniecznie, ale chciałem, by coś do tego człowieka dotarło. On to nie ma tu nic do powiedzenia, nie jest właścicielem tego przybytku, mieszka tu tylko dzięki najpierw mojej dobrej woli, a później dobrej woli Haru. Tyle lat minęło, a on nadal nie dopuścił do siebie tego, że to nie on tutaj rządzi... To trochę smutne. Ale im szybciej to do niego dotrze, tym lepiej dla niego.
– Jak się niektóre rzeczy mówi wprost, szybciej do człowieka dochodzą. A jak będzie miał taki humor, to i tak się pokłóci. Na szczęście od czegoś masz mnie i ja z chęcią poddam się z nim wymianie zdań – powiedziałem, dając mu wyczesać moje włosy, chociaż trochę wątpiłem, czy to coś da, jak chodzi o ich ułożenie. Cóż, na pewno nie będą poplątane, jeżeli to poprawnie zrobi.
– Trochę bym się tak właściwie tego obawiał – wyznał, na co uniosłem brew.
– Czemu? Dyskusje są dobre – skwitowałem, zerkając na lustro. Tak jak podejrzewałem, lepiej nie będzie.
– Dyskusje tak, kłótnie nie. Idziemy? – spytał, zakańczając temat.
– Tak, nie możemy im kazać tak długo na nas czekać – przytaknąłem, kierując się ku wyjściu. Na moje szczęście nie natknąłem się na jego wuja, zatem w tym groteskowym stroju oglądać mnie nie musiał.
Ignis przywitał mnie bardzo entuzjastycznie, co trochę mnie zaskoczyło. Coraz częściej zauważałem pewne zmiany w jego zachowaniu, pozytywne zmiany, jakby chciał mi się pokazać z jak najlepszej strony, a przecież nie musiał. Już mi w końcu nie raz udowodnił, że jest najlepszym koniem, jakiego można mieć. Musiałem trochę nad nim popracować, jak nad każdym zwierzakiem, ale było to tego warte.
– No już się tak nie podlizuj – powiedziałem do niego, zabierając się za jego szczotkowanie, a koń tylko prychnął jakby oburzony, że coś takiego mu insynuuję.
Po dokładnym zajęciu się nim, podaniu mu jedzenia oraz wody, na sam koniec dostał przysmak w postaci jabłka, czego mu po prostu nie mogłem odmówić. W końcu zachował się dobrze, zatem zasłużył na nagrodę.
– Wszystko gotowe? – zapytałem, odwracając się w kierunku Haru.
– Tak, chyba tak. Jak zwykle bez żadnych komplikacji – powiedział zadowolony, głaszcząc pysk Rain.
– Tak się zastanawiam... Nie chciałbyś dostać własnego konia? Na całkowicie swoją własność, którym nawiązałbyś więź – zaproponowałem, kierując się z nim do rezydencji.
– Ale mi dobrze jest z Rain – odpowiedział, chyba mnie nie do końca rozumiejąc.
– Cóż, ale Rain nie jest takim twoim wierzchowcem. Miałeś nauczyć się jeździć, oswoić ze zwierzęciem jakim jest koń i siodłem. I wydaje mi się, że to już dobra pora na to, byś miał własnego podopiecznego. A z Rain się przecież nie będziesz żegnał na zawsze, zanim trening dobiegnie końca i będziesz w stanie na takim koniu jeździć, minie trochę czasu. Ja w przyszłości chciałbym trochę jednak podróżować, z tobą i dziećmi się – wyjaśniłem, za wszelką cenę powstrzymując swoje ciało od drżenia. Było na zewnątrz strasznie zimno, nie mam pojęcia, jak Haru daje radę. Mi wystarczy wychodzenia z łóżka na następne kilka godzin. Teraz chcę się zakopać w kołdrze, wtulić w ciało mojego mężczyzny, i spędzili miło czas.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz