wtorek, 13 maja 2025

Od Mikleo CD Soreya

Chętnie odwzajemniłem pocałunek, chcąc, aby trwał, jak najdłużej się tylko da.
Gdy tylko jego usta oderwały się od moich, obdarowałem go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było mnie tylko stać, czekając na posiłek, który dla mnie chciał przygotować.
– Zaraz wracam – Ostatni raz ucałował szybko moje czoło, znikając mi z pola widzenia.
Zostałem sam, wyczekując jego powrotu, dopiero co wrócił do domu, a ja już boję się, co będzie, jak zniknie.
Nie umiem sobie wyobrazić tych dwóch tygodni bez niego.
– Proszę, pyszne naleśniki z gorącą czekoladę – Odparł, podając mi tacę pełną jedzenia.
Zadowolony od razu zabrałem się do jedzenia, ciesząc się jedzeniem trochę tak, jakbym wieczność nie jadł, ależ pyszne jest jedzenie przygotowane przez kogoś innego…
– Pyszne – Zamruczałem zadowolony, pochłaniając kawałek po kawałku, nie mogąc się najeść, czułem głód, którego nie mogłem zaspokoić, a przecież jadłam na co dzień, chodź. Przyznam, że nie smakowało mi to tak jak dziś.
– Widzę, że bardzo ci smakuje – Sorey położył dłoń na moich włosach, głaszcząc mnie po głowie trochę jak małego pieska, który grzecznie wykonał polecenie.
– Smakuje, i to bardzo – Przyznałem, gdy już wszystko zjadłem, a talerz pozostał pusty, nie pozostawiając nawet najmniejszego okruszka. – Brakowało mi tych przygotowanych przez ciebie śniadań – Przyznałem, dopijając gorące napój, który całkowicie już mnie zasłodził.
Sorey od razu zabrał puste naczynia, odnosząc je do kuchni, dając mi czas na przebranie się, umycie buzi, zębów i wyczesanie porządnie swoich włosów, aby, jakkolwiek wyglądać na spacerze.
Oczywiście ubrałem się najlżej, jak tylko się da, lubiąc chłód, który panował na dworze.
– Wiesz, może powinieneś założyć coś jeszcze mniej skromnego, aby pokazać więcej ciała – Słyszałem w jego głosie pretensje, której naprawdę nie rozumiałem, przecież idę tylko z nim, a więc mogłem mieć te krótkie ledwo zakrywające moje pośladki spodenki i bluzkę, która zakrywała to, co zakrywać miała.
– Co masz na myśli? Przecież będę z tobą i nie idziemy do miasta. A więc w czym problem? – Zapytałem, przeglądając mu się uważnie, aby zrozumieć jego postępowanie i słowa, które do mnie kierował.
– Tak masz rację, ominiemy miasto i będziemy tylko we dwoje poza tym wokół nas demony, które będą cię obserwować i zjadać spojrzenie, powinieneś ubrać się lepiej, zakryć więcej ciała, aby nie miały, na co patrzeć – Polecił, a ja dość szybko zrozumiałem, w czym jest problem, on jest po prostu zazdrosny i boi się, ktoś inny oprócz niego mógłby mnie oglądać.
– Mówisz tak poważnie? – Dopytałem, unosząc jedną brew, próbując lepiej go zrozumieć.
– Oczywiście, że tak nie wyjdziemy, póki się nie przebierzesz – No i co ja z nim mam? Nie mogłem narzekać ani nie mogłem z nim dyskutować, dlatego posłusznie przebrałem się w długie spodnie, aby dał mi wyjść z domu.
– Już lepiej? – W odpowiedzi kiwnął twierdząco głową, chwytając moją dłoń, którą ucałował.
– Chodźmy – Zadowolony wyciągnął mnie z domu, wołając do siebie Psotkę i Banshee, które wesoło ruszyły za nami. – A więc gdzie chciałaby się udać moja śliczna owieczka? – Zapytał, przytulając mnie do siebie.
– Chciałbym się udać na koniec świata, wiem jednak, że w tej chwili to niemożliwe, dlatego chyba wystarczy mi spacer po lesie i z powrotem do domu – Przyznałem, uśmiechając się ciepło do męża.

<Pasterzyku? C;> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz