Nie byłem pewien, której części jego wypowiedzi pochwycić się wpierw. Czy tego, że demony łamią umowę, czy może tego, że widział mnie we śnie. Każdą z tych części trzeba omówić. Bardzo dobrze, że wróciłem, chociażby na te kilkanaście godzin, dzięki temu będę miał lepsze rozeznanie w sytuacji.
– Skarbie... – zacząłem, tuląc go do siebie, przede wszystkim musząc go uspokoić i zapewnić, że nic mi nie było. W ogóle nawet nie wiem, po co mi tę ranę leczyli, przecież prędzej czy później sama by mi się zagoiła. Znając moje szczęście to bardziej później niż prędzej, no ale on nie musiałby używać swojej drogocennej krwi, a Lailah mocy. Zdecydowanie nie byłem tego wart. – Powinieneś pić jakieś wywary, byś nie miał snów, żadnych. Nie planowałem zostać rannym, miałem nie wdawać się w żadne walki, ale też nie przewidzisz wszystkiego. Nie mogę ci obiecać, że nie złapię ponownie za miecz, ale za to mogę przysiąc, że nic mi nie będzie. Jesteś za bardzo przewrażliwiony na moim punkcie, a ja dam sobie radę. W ten czy inny sposób – mówiłem powoli, gładząc jego włosy.
– Czemu pozwoliłeś sobie cierpieć? Nie wierzę, że tam nie ma żadnego medyka – odpowiedział, strasznie przejęty.
– Jest, ale żadnemu demonowi tam nie ufam. Mamy jakiegoś zdrajcę, skąd mam wiedzieć, że to nie medyk? Zresztą, samo by się zaleczyło. Nie bolało jakoś bardzo. Powinniśmy się zająć twoimi snami, może Haru powinien ci pomóc? Ma taką samą moc, co ty. Musisz jakoś wytrwać do mojego powrotu – odpowiedziałem, skupiając się na jego problemie, który był najważniejszy.
– Nie chcę. Jeżeli dzięki temu mam wgląd w to, co się u ciebie dzieje, to muszę to zatrzymać – powiedział twardo, przymykając swoje oczy.
– Tak, i wrócę do ciebie za dwa tygodnie, to zamiast mojego pięknego męża zastanę kłębek nerwów. A teraz śpij, powinieneś porządnie wypocząć – odpowiedziałem łagodnym tonem, kładąc go na materacu.
– Nie odchodź – usłyszałem w odpowiedzi i i zaraz też Mikleo kurczowo wtulił się w moje ciało, nie chcąc mnie puścić.
– Nie odchodzę. Chcę się tylko się umyć, i przebrać. I do ciebie wrócę. Muszę dla ciebie strasznie śmierdzieć – odpowiedziałem mając nadzieję, że po tym mnie puści, ale nie.
– Nie opuszczaj mnie – poprosił, patrząc na mnie tymi załzawionymi oczkami.
– No już, nie opuszczam, nie opuszczam – powiedziałem, kładąc się obok niego i przytulając go do siebie. Nie mogłem go tu zostawić samego w takim stanie, jak i nie mogłem go męczyć pytaniami. Nie miałem do tego serca, a porozmawiać jeszcze zdążę. Jeszcze jakieś dwadzieścia trzy godziny... na pewno zdążę. A teraz znacznie ważniejsze jest to, by wypoczął i wyspał się. Moje biedne maleństwo... Czemu nie chce sobie tego cierpienia odpuścić? Brak snów bardzo by mu pomógł, przetrwałby przez te dwa tygodnie, które nam zostały. Chyba, że warunki paktu zostały złamane, wtedy i ja będę mógł go złamać. Ale na to potrzebuję więcej informacji, o których dowiem się później. Teraz Miki niech sobie śpi, chociaż nie wiem, jak potrafi zasnąć mając przy nosie smród piekła.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz