poniedziałek, 12 maja 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Jemu było łatwo mówić... ja nie wiem, co przyniesie jutro. Bardzo chciałbym mu powiedzieć, że nic mi nie będzie, ale tego nie wiem. Ten atak trochę mnie zaskoczył, i nie tylko mnie. Pałac był niby tak dobrze strzeżony... Oczywiście, wszystko już teraz się dobrze było, prawdopodobny zdrajca schwytany, sytuacja opanowana, zyskaliśmy kolejne tereny, kolejnych sojuszników... Zdarzało się, że bitwy przegrywaliśmy, owszem, ale znaczną większość wygrywaliśmy. Jeżeli dalej będzie tak dobrze wszystko iść, wojna zostanie wygraną i ja wcześniej zostanę zwolniony z obowiązków. I wrócę do mojego Mikleo bez potrzeby zawierania żadnych przyjaźni. Zresztą, po co mi jakieś przyjaźnie? Pierwszą połowę przetrwałem. Banshee jest wspaniałą towarzyszką, no i wierną słuchaczką. Czasem mi brakuje w niej tego ludzkiego pierwiastka, którego oczywiście nigdy nie będzie mieć. Jednak jest najlepszym towarzystwem tam na dole. Nie chcę spróbować dogadywać się z innym demonem; po pierwsze, Mikleo nie byłby zadowolony, gdyby ta relacja przetrwała, a po drugie, demonom się nie ufa. Mnie też się nie powinno udać. A co robi Mikleo? A później będzie cierpieć. A ja razem z nim, bo nie wybaczę sobie, kiedy zrobię mu krzywdę. 
– Jeszcze się trochę musisz na mnie narzekać. Jesteś pewien, że chcesz na mnie czekać? Być może mój powrót cię zaskoczy, i to niezbyt pozytywnie – odpowiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. 
– Po pięciu latach nie zmieniłeś się jakiś bardzo, dlatego po kolejnych pięciu latach jestem pewien, że się za bardzo nie zmienisz – przyznał, znów się do mnie uśmiechając. Tylko nie ufałem temu uśmiechowi. Za perfekcyjny. Jakby chciał coś ukryć. Oj, a pewnie wiele ma rzeczy do ukrycia, zwłaszcza z emocji. Ale przy mnie nie musi niczego ukrywać, wiem, że się boi, że jest niepewny, że nie chce... Czemu to wszystko ukrywa? Przecież ja go kocham, jestem tu dla niego jeszcze przez te kilka godzin. Jakby się tak otworzył, powiedział mi wszystko, wyrzucił z siebie te emocje, poczułby się lepiej. I wytrwałby te dwa kolejne tygodnie w lepszym zdrowiu. 
– W przeciągu pięciu lat wiele się może wydarzyć. Powinieneś być przygotowany na to, że stary ja mogę już nie wrócić – odpowiedziałem, tuląc go do siebie. 
– Nie używaj takiej negatywnej narracji. Chcę spędzić miło czas – powiedział prosząco, kładąc mi dłonie na policzkach. 
– Masz rację. To może spacer? Albo wpierw śniadanie. Dawno ci pewnie nikt nie przynosił śniadania do łóżka – zaproponowałem, uśmiechając się do niego szeroko. Śniadanie, coś słodkiego do picia, a potem spacer z Banshee i Psotką. Co jak co, ale moja przyjaciółka bardzo się ucieszyła na widok Psotki, bo i za nią się przecież stęskniła. Piekło to niby nasz dom, ale za naszymi najbliższymi zawsze będziemy tęsknić. 
– Minęło trochę czasu, od kiedy miałem taką przyjemność – powiedział, uśmiechając się łagodnie. 
– Więc zaraz ci coś zrobię – odparłem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Ale ja się za nim stęskniłem, za jego smakiem, dotykiem, zapachem... i to już za niedługo stracę na kilka lat. Nie wiem, czy ja tak będę potrafić żyć. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz