Jak na moje Haru zdecydowanie się za bardzo stresował. Poza moim koniem, nie miał żadnego kłopotu ze zwierzakami. Z tego co zauważyłem, to raczej wszystkie dobrze go traktowały; kociaki nie uciskały od niego, wręcz przeciwnie, lgnęły do niego, pewnie ze względu na wysoką temperaturę jego ciała, moje psy też go akceptowały, no i nie zauważyłem, aby któryś z koni źle na niego reagował. Poza Iginisem.
– Ignis zaczął cię źle traktować nie, kiedy obudził się w tobie wilkołak, tylko wtedy, kiedy musiał mnie przed tobą obronić. A te dzikie czasy już mamy za sobą – odpowiedziałem, kierując się do sypialni. – Jesteś dobrym człowiekiem, i zwierzaki to wyczuwają. Masz za małą wiarę w siebie.
– No nie wiem... Posiadanie własnego konia jest w ogóle konieczne? – zapytał, dalej nie do konia przekonany.
– Na pewno w przyszłości ułatwi nam sprawę. Pomogę ci znaleźć takiego konia, który będzie do ciebie najlepiej pasować. Zajrzymy do jednej stadniny, drugiej, a skoro potrafisz je rozumieć, wybór będzie prosty. Jeżeli jeszcze mam cię pocieszyć, to młode zwierzaki są głupie. A może lepiej pasować tu będzie słowo „niedoświadczone”... Niektóre z nich zamiast traktować cię jak zagrożenie, będą cię traktować pobłażliwie – dodałem, kierując się od razu do łazienki, by umyć ręce.
– Nie wiem, czy mnie to pocieszyło – westchnął ciężko, czego nie rozumiałem.
– A powinno, bo to wymazuje twój problem. Przemyśl to i daj mi szansę z tym pomysłem – powiedziałem, zdejmując ze swoich nóg te okropne spodnie. W końcu choć trochę wyglądałem jak człowiek.
– Jeszcze to przemyślę – obiecał, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko mu uwierzyć. Jeżeli jednak temat ten nie zostanie poruszony przez niego w najbliższym czasie, będę musiał przejąć inicjatywę. Znowu. Czasem lubię, kiedy to on z czymś wychodzi, czymś mnie zaskakuje, wpadnie na jakiś pomysł beze mnie.
Kiwnąłem więc jedynie głową i skierowałem się do łóżka, by zaraz opatulić się kołdrą. Musiałem się dogrzać, bo jednak tu trochę tak zimno było, przynajmniej mnie. Haru to pewnie zachwycony był, w końcu jego ciało było cały czas rozgrzane. To musiało być dla niego męczące, kiedy mi było zimno i trzeba było rozpalać w kominku, a on umierał z przegrzania. Z dwojga złego to już ja wolę marznąć, niż żeby on cierpiał z nadmiaru ciepła.
– Zmarznięty? – zapytał, podchodząc do mnie i położył dłoń na moim poliku. – Strasznie chłodny jesteś – dodał, chyba trochę zmartwiony.
– Jak zawsze, powinieneś przestać się tym dziwić za każdym razem – odpowiedziałem, opierając głowę o jego ramię. Dzisiaj chyba jeszcze możemy tu sobie czas spędzić... O ile jego wuj nie będzie jakoś bardzo uciążliwy. Bo jak mnie będzie irytował, to chyba wolałbym wrócić do domu, gdzie czeka na mnie ten eliksir.
– Powinienem rozpalić ogień? – dopytał, na co pokręciłem głową.
– Nie, nie trzeba, twoje ciepło mi wystarczy – przyznałem, przymykając oczy. Nie byłem przecież aż tak chłodny, to on jest zbyt ciepły.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz