sobota, 3 maja 2025

Od Mikleo CD Soreya

 Dzień upłynął dosyć spokojnie, a wszystko, co zasługa Lailah, która była moim najlepszym towarzystwem, łagodząc ból, który czułem z powodu braku ukochanej osoby, samotność potrafi być bardzo trudna i nieprzyjemna potrafi ranić bez słów, a świadomość tego, gdzie w tym momencie znajduje się twoja ukochana osoba. Powoduje, że cierpisz jeszcze bardziej.
Dobrze, że w tej chwili miałem kogoś, z kim mogłem porozmawiać, nawet jeśli ta osoba nie przepadała za moim mężem, chociaż to chyba za dużo powiedziane lubiła go, ale świadoma tego, kim się stał, zaczęła na niego uważać, doskonale wiedziałem, że i ja powinienem, ale czy potrafiłem wygrać z miłością? Czy ktokolwiek, kto kocha, naprawdę potrafi zabić ukochaną osobę lub pozwolić by ją zabito? Wydaje mi się, że nie, kobieta była tą rozsądną, choć kiedyś również zakochałaś się w człowieku, doskonale to wiedziałem i znałem historię, która nie skończyła się najlepiej, wiedziałem jednak, że od tamtej chwili nigdy już nie była w stanie nikogo pokochać, nie tylko dlatego, że anioły zakochują się tylko raz w życiu, ale i, dlatego że zrobiła coś, czego będzie żałować do końca życia, a o czym ja i reszta Serafinów nigdy powiedzieć nie będziemy mogli, to tajemnica wiążąca na wieczność…
– Pójdę położyć się już do łóżka – Późnym wieczorem postanowiłem już pójść spać. Wiedząc, że nasze dzieci wróciły już do domu całe i zdrowe, a więc i ja mogłem pójść na spoczynek.
Kobieta również poparła mój pomysł może odrobinę mną zmęczona, co jak co, ale ostatnio nie jestem do końca sobą, a to na pewno też odbija się na niej, może powinna wrócić do domu? Tylko czy wróciłaby, gdybym jej to powiedział? Zapewne nie, tak więc nie ma tu próbować, bo i tak nic z tego nie wyjdzie.
Myśląc trochę o tym, ruszyłem do sypialni, kładąc się do łóżka, gdzie leżały wszystkie moje zwierzaki nawet Psotka, która nie mogła spać w łóżku leżała w nogach, a ja tym razem jej odpuściłem, Sorey nie widzi, a więc nic złego się nie dzieje.
Wtuliłem twarz w jego poduszkę, wyobrażając sobie, że jest obok mnie, kiedy powoli zasypiałem.
W śnie widziałem, Soreya stałem z boku, obserwując wszystko, tak jak wam tam przy nim był, chciałem do niego mówić, ale nie potrafiłem, patrzyłem jedynie na męża, gdy leżał na łóżku, budząc we mnie większe przerażenie, czułem się takim bezsilny, a jednocześnie chciałem w śnie mu pomóc.
Nie potrafiłem, chociaż bardzo chciałem, cierpiałem, widząc go obolałego i krwawiącego widziałem również Banshee, która leżała przy nim nie ma chyba, a cały sen wydawał się tak strasznie realne, jakbym tam był, jakbym w tej chwili mógł go dotknąć, choć w rzeczywistości nie potrafiłem.
Przerażony wynudziłem się ze snu z krzykiem na ustach, mój boże coś się złego stało, ten sen był tak realny to na pewno jakaś wizja, znam już te sny, które mówią mi, co się wydarzyło lub wydarzyć może przygotowując mnie, lub ostrzegając przed najgorszym, mam tylko nadzieję, że Sorey przeżyje, a ten sen to tylko zły sen, dlaczego więc podświadomie wiem, że to prawda? Dlaczego w ogóle mi się przyśnił? Czyżby nasz pakt pozwolił mi na zobaczenie go? Tego nie wiem mam jednak nadzieję, że wszystko będzie dobrze, a on wróci do mnie cały i zdrowy, nim żołądek wykręci mi się, że stresu, a umysł zupełnie oszaleje…

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz