Strasznie nie chciałem zasypiać, zamykać oczu, ale straciłem strasznie dużo krwi. Jeszcze raz musiałem zmienić bandaż, tak szybko się nasiąkał, ale ten trzeci już powinien wytrzymać odrobinkę dłużej. Patrzyłem się w sufit, dopóki moje powieki nie stały się ciężkie, a ja po prostu z tej bezsilności odpłynąłem.
Nie wiem, jak długo byłem nieprzytomny, ale obudziłem się z bólem brzucha, a także silnym kłuciem w sercu. I to kłucie było związane z Mikleo. Nie wiem, skąd, o co dokładnie chodziło, ale coś było nie tak z nim. Sam ból trwał bardzo krótko, ale przeczucie, że jest coś z nim nie tak, mnie nie opuszczało. To było naprawdę dziwne, że to poczułem; przez odległość i inne poczucie czasu pakt nie powinien działać, a jednak coś tam wyczułem. Oznaczało to tylko to, że cokolwiek się tam działo, było to coś bardzo poważnego.
- Banshee... - zacząłem, podnosząc się do siadu z cichym jęknięciem z bólu. - Muszę cię o coś poprosić. Odwiedzisz Mikiego.
Banshee prychnęła cicho, nie chcąc mnie opuszczać, bo przecież byłem ranny. Tylko raz straciłem przytomność, i trzy razy zmieniałem bandaż. To nie jest aż tak bardzo zły stan. Żyję, oddycham, do śmierci mi daleko, nie musi się martwić. Przyznam, że wolę, aby tu przy mnie była, bo kiedy ja nie kontaktowałem, ona czuwała. Nie wiem, czy jeszcze raz odpłynę, czy nie, nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, najpierw musiałem się dowiedzieć, co się dzieje z Mikim. Ktoś go zaatakował? Może ktoś z tego ataku? Ja byłem rozkojarzony, ktoś wyczytał z moich myśli o Mikim, umknął nam i skierował swoje kroki prosto do niego...? Na piekła, oby tak nie było.
- Nic mi nie będzie. Wszyscy na razie szukają zdrajcy, wzmacniają obronę, a ja na razie do niczego nie jestem potrzebny. Zaniesiesz mu tylko wiadomość, może poczekasz chwilkę na odpowiedź i po kilku chwilach znów będziemy razem. Niepotrzebnie się martwisz o mnie, też jestem wojownikiem, pamiętasz? - uśmiechnąłem się do niej, głaszcząc ją po łbie.
Banshee dalej nie była zadowolona z tego pomysłu, ale finalnie się zgodziła zaznaczając, że zrobi to bardzo szybko. Nieważne, najważniejsze było to, by Miki był bezpieczny. To kłucie znikąd się nie wzięło, ale trwało to na tyle krótko, że nie byłem w stanie stwierdzić, skąd się to wzięło i o co chodziło. Gdyby to trwało nieco dłużej, więcej bym był w stanie powiedzieć. Skoro jednak wyczułem to aż tu, to musiało być to coś poważnego.
Tylko, co mam mu wysłać? Liścik? Ale też po co liścik, skoro Banshee o wszystkim mi powie. Ale jakąś informację musiałem mu przesłać. Mój wzrok podążył na parapet, gdzie były kwiatki typowe dla tego świata, tego tam na ziemi nie ma. Ignorując ból brzucha podszedłem do parapetu i zerwałem z czarną różę.
- Zanieś mu to. I daj mi znać, jak się trzyma. I w razie czego go uratuj. Muszę wiedzieć, czy wszystko w porządku, bo tu zwariuję – powiedziałem, podając jej kwiatek.
<Owieczko? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz