Jeszcze nie wróciłem do piekła, a już czułem, jak Mikleo powoli mi się załamuje. Kilka minut minęło od mojego odejścia, a on już był w takim stanie. Co to będzie później? Jak on ma wytrwać kolejne dwa tygodnie beze mnie? Naprawdę nie sądziłem, że będzie z nim aż tak źle. Skoro rok beze mnie wytrwał, i to w takim niezłym stanie, to myślałem, że miesiąc to mu minie tak szybciutko, i prosto, a tymczasem to chyba dla niego najgorsza katorga. Moje biedactwo. Muszę wyliczyć, ile moich dni to jego jeden dzień, i właśnie codziennie do niego wysyłać Banshee z drobnymi upominkami. I moja taktyka na nie myślenie o moim mężu poszła w las, a to nie była zła taktyka. Nie cierpiałem aż tak, a teraz, mając już tę świadomość, jak on tam reaguje, to już nie będę potrafił myśleć o niczym innym. To też niedobrze. Jeżeli będę skupiony tylko na Mikleo, taktyczne myślenie może mi nie wychodzić, a to mogło się nie najlepiej skończyć.
Jako, że wiedziałem, ile mnie w Piekle nie było, mogłem to sobie wyliczyć dosyć prosto. Wypisałem więc sobie wszystko, kiedy powinienem wysyłać Banshee do Mikleo biorąc na poprawkę to, że jak ostatnio u niego byłem było ciemno. Tylko też, co mu będę wysłać? Tu, w piekle, nie było nic pięknego, co było go warte. Nic, tylko ogień, popiół i śmierć. Chyba, że te czarne róże...? Widziałem, jak mój mąż tę pierwszą, którą mu wysłałem, trzyma w sypialni. Może mu skompletować cały bukiet? To chyba jedyne, co mogłem mu stąd podarować.
– Jak miło cię znów zobaczyć – usłyszałem za sobą trochę znajomy głos, kiedy zmierzałem do swojego pokoju, za którym to absolutnie nie tęskniłem.
– Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie – odpowiedziałem niechętnie, zerkając kątem oka na... nie mam pojęcia, kogo, nigdy mi się nie przedstawiał, a ja nie pytałem. Dosyć często widywałem tego demona tutaj, czasem się odzywaliśmy i pomimo tego, że sprawiał dobre wrażenie, zachowywałem dystans i nie zawierałem tutaj żadnych relacji. Jedyne, kogo tu potrzebowałem, to Mikleo, to o nim powinienem myśleć.
– Niegrzecznie. Naprawdę się za tobą stęskniłem, nie to co większość tutaj obecnych – odpowiedział, a ja doskonale wiedziałem, o kim mowa.
– Jakże mi z tego powodu smutno – westchnąłem teatralnie, chcąc już wrócić do pokoju.
– Nie nudzi cię to ciągłe siedzenie w pokoju? Powinieneś czasem trochę to piekło pozwiedzać. Ja wiem, że jest paskudne w porównaniu z górnym światem, ale znam kilka ciekawych i nawet ładnych miejsc – zaproponował, i pomimo, że brzmiało to nawet zachęcająco, nie mogłem się zgodzić. Wiem, że Miki chciał, bym kogoś sobie tutaj znalazł, jednak nie mogłem sobie na to pozwolić. Pięć lat za mną, kolejne pięć przede mną, jakoś wytrwam, będąc tylko i wyłącznie sam. To, że rozmawiamy, to i tak dużo jak na mnie.
– Nie mam czasu na takie rzeczy – odpowiedziałem, zostawiając nieznanego mi z imienia demona na korytarzu. To jest niesprawiedliwe, że mnie tu znają wszyscy, a ja nie znam nikogo.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz