czwartek, 8 maja 2025

Od Mikleo CD Soreya

Ile tu minęło? Zaledwie dwa tygodnie, powoli zbliża się trzeci, niby niewiele, a jednak nigdy nie było tak źle, jak teraz, gdy zniknął na rok, byłem na niego, strasznie wściekły bałem się o niego, a jednocześnie złościłem za to, co zrobił, teraz wiedziałem, że nie ma wyboru, nie, żeby wtedy miał, a jednak wtedy nie czułem go, nie wiedziałem o jego ranie, która tak strasznie źle wyglądało, a właśnie, jeśli o nią chodzi.
Wygrałem dłonią oczy, odsuwając się od męża, aby od razu położyć dłoń na jego bluzce, podnosząc ją do góry i tak jak się spodziewałem dalej obandażowana, a to oznaczało, że wciąż było coś z nią nie tak.
– Nie przejmuj się tym – Usłyszałem od razu, mimo że jego zdanie w tej sprawie w ogóle mnie nie interesowało, zanim cokolwiek zrobię i cokolwiek mu powiem, zajmiemy się jego raną i jestem pewien, że Lailah mi w tym pomoże, w tej chwili tylko ona będzie w stanie go uleczyć, bo choć bardzo bym chciał, Bóg odebrał mi to, dzięki czemu byłem wyjątkowy… Dobrze, chociaż raczej nie odebrał mi rodziny, bo tego nigdy bym mu nie wybaczył.
– Wejdź do środka, wszystko ci opowiem Poleciłem, chwytając jego dłoń, prowadząc do domu, sadzając na fotelu.
W domu byli, wszyscy co prawda dzieci już spali, natomiast Lailah jeszcze nie, a to o nią mi najbardziej chodziło. – Zdejmij ten bandaż – Poleciłem, od razu, słysząc słowa sprzeciwu, których i tak nie zaakceptowałem. – Zrobisz to sam czy mam ci pomóc? – Przewrócił oczami, ale zrobił to, o co go prosiłem, a raczej, do czego trochę przynosiłem.
Rana nie wygląda zbyt dobrze, źle zszyta musiała wciąż boleć i chociaż nie mogłem go uleczyć, w sposób standardowy posłużyłem się trochę mocą Lailah i moją krwią, aby pomóc mu z jego małym problemem, który na pewno bardzo mu przeszkadzał.
– I jak nowy – Od razu poczułem ulgę, gdy jego rana zniknęła, pozostawiając po sobie tylko blizny.
– Dziękuję. Nie powinniście tracić mocy na kogoś, takiego jak ja – Stwierdził, odnosząc się z fotela, rozglądając po domu. – Możemy porozmawiać? – Zwrócił się bezpośrednio do mnie, chwytając moją dłoń.
Posłusznie kiwnąłem głową, życząc pani jeziora spokojnej nocy, ruszając do sypialni za mężem.
Sorey usiadł w sypialni na łóżku, sadzając mnie na swoich kolanach, przytulając do siebie.
– Powiesz mi, co się dzieje? Czuję, że jesteś zmęczonym kłębkiem nerwów, po roku mojej nieobecności wyglądałeś lepiej, niż teraz po dwóch tygodniach mojej nieobecności – Miał, rację byłem, ale to i jego zasługa, gdyby nie został skrzywdzony i nie śnił mi się w nocy, może trochę inaczej by się to potoczyło.
– Może byłoby mi prościej, gdybyś nie śnił mi się w nocy ranny. Myślałem, że cię tam dobiją, a do tego wszystkiego demony, które miały się nie zbliżać, robiły to, oszukali cię, mieli trzymać się od nas z daleka – Wyjaśniłem, mocno wtulając się w jego ciało. – Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy musisz bardziej na siebie uważać – Wyszeptałem, tak strasznie, ciesząc się z jego powrotu do domu…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz