wtorek, 20 maja 2025

Od Mikleo CD Soreya

Czy czegoś nam brakowało? Cukier był, masło się znajdzie, czekolada też może się znaleźć, o ile dzieci nie zjadły, brakuje chyba tylko mąki, a tak jajek i mleka też, a więc trzeba kupić to wszystko, aby zjeść dobre babeczki przygotowane przez mężczyznę, którego kocham.
– Myślę, że jeśli się zepniemy, to zdążymy zrobić zakupy. Nie ma tego tak dużo, a więc powinniśmy zrobić to w dziesięć maksymalnie piętnaście minut – Wyjaśniłem, doskonale wiedzą, co chce i czego potrzebujemy do zrobienia babeczek.
– Jeśli tak uważasz, to chodźmy, spokojnie zrobimy co mamy zrobić, a później odbierzemy dzieci – Plan idealny zgodziłem się z nim, robiąc to, co chciał, podążając grzecznie za jego osobą, pilnując się przez cały czas, musiałem uważać na spojrzenia i osoby, aby nie wzbudzić, zazdrości u męża co w całe takie trudne nie było.
To właśnie dlatego bardziej patrzyłem na towar, mówiąc mężowi, co potrzebujemy doskonale, wiedząc, że tak jest lepiej. Czułem, bijąc energię i jego pragnienia, czułem zazdrość wywoływaną zwyczajnym spojrzeniem, która jeszcze nigdy nie była aż tak duża, najwidoczniej zazdrość wzrasta wraz z pragnieniem, trochę było mi źle z tym że on spełnia moją drobną zachciankę związaną z babeczkami, a ja nie zaspokoiłem jego ciała, które bardzo tego potrzebowało, muszę spełnić jego pragnienia po powrocie do mnie już na stałe, aby nie czuł aż takiej zazdrości.
– Mamy już wszystko? – Dopytał, mocniej ściskając moją dłoń, gdy jeden z mężczyzn odezwał się do mnie, chcąc zwrócić moją uwagę.
– Tak, mamy wszystko – Odpowiedziałem spokojnie, nie zwracając na nikogo uwagi, widząc tylko męża, z którym tu przybyłem.
Sorey kiwnął głową ciągnąć mnie za sobą w stronę szkoły naszych dzieci, robiąc to bardzo szybko, aby odsunąć mnie od tych wszystkich ludzi, bo, mimo że nie powiedział, tego na głos ja doskonale wiedziałem, co siedzi mu w głowie.
– Bezczelni, mieli szczęście, że się powstrzymałem przed obiciem im pyska – Warknął, podprowadzaj mnie pod samą szkołę. – Też cię tak zaczepiając, gdy nie na mnie obok? – Brzmiał na podenerwowanego, a ja w całe mu się nie dziwiłem, też bym się zdementował, gdyby ktoś na moich oczach go podrywał.
– Nie, raczej się nie zdarzało, poza tym byłem tylko raz na zakupach bez ciebie – Wyjaśniłem, chcąc go trochę uspokoić, nie ma po co się denerwować, przecież to nic takiego tak sobie tylko gadają, nie musi aż tak tego przeżywać.
Sorey znów coś burknął pod nosem, zachowując się trochę jak dziecko, no cóż, jakoś mnie to nie zaskakuje, nie za bardzo.
– Tato, mamo co wy tu robicie? – Nasze dzieci odwróciły jego uwagę od sytuacji związanej z miastem.
– Postanowiliśmy was odebrać i odpowiedzi do domu – Odpowiedziałem, uśmiechają się do nich ciepło.
– Po co? Potrafimy sami wrócić do domu – W ich głosie dało się usłyszeć pretensje, nie chciały, abyśmy tu byli, a to może oznaczać, że znów gdzieś chcieli pójść.
– Ponieważ ja tego chcę – Tym razem odezwał się Sorey całkowicie, zmieniając nastawienie naszych dzieci.
– Skoro tak chcecie – Nie byli zadowoleni, ale nie mogli nic zrobić, musieli ruszyć do domu, wiedząc, że z tatą i tak nie wygrają…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz