środa, 28 maja 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Cztery miesiące minęły mi strasznie wolno i już musiałem wysyłać Banshee do mojego męża. Znaczy się, nie musiałem, ale chciałem. Chciałem mu coś wysłać, by wiedział, że o nim myślę, że o niego dbam, i by się tak nie zamartwiał biedaczek. Możliwe też, że przemyślał moje słowa i się udał się dziadka, i jeżeli się tak wydarzyło, to wtedy Banshee bardzo szybko do mnie wróci, bo nie będzie w stanie ich znaleźć, ale to też będzie dobrze. Najważniejsze, by mój Miki czuł się dobrze, a wśród aniołów na pewno by trochę wypoczął od tej ciężkiej atmosfery. No nic, za parę dni się dowiem. 
– Chodź, Banshee. Zaniesiesz Niskiemu różę i zobaczysz, jak się czuje – poprosiłem swoją przyjaciółkę, urywając kwiat dla mojego najpiękniejszego męża, który mam nadzieję, że mu się podoba. To, że zachował ostatnią różę ode mnie nie oznaczało, że tak właściwie będzie się mu podobać. Może ją po prostu zatrzymał, by mi przykro nie było. Ale to na szczęście Banshee będzie mogła to wyczuć i pewnie zaraz mi o tym powie. 
Psina prychnęła cicho, nie do końca zadowolona z faktu, że chcę ją wysłać na powierzchnię, ale nie dlatego, że nie chciała opuszczać piekła, ale dlatego, że nie chciała mnie opuszczać. Od czasu, kiedy zostałem ranny, i co to tak strasznie długo mi się paprało, jest strasznie przewrażliwiona i nie lubi mnie zostawiać. W tej kwestii to mogłaby Mikiemu łapę podać, naprawdę. Nigdy nie sądziłem, że piekielny ogar i anioł będą mieć coś wspólnego, a tu proszę bardzo. 
– Daj spokój, nic mi nie będzie. Ostatnio spokojnie jest, tamci mają poważniejsze problemy niż infiltracja pałacu – odpowiedziałem, drapiąc ją za uchem. – Naprawdę się o niego martwię. Widziałaś, w jakim był stanie. Okropnie to przeżywa, martwię się o niego. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz był w tej złym stanie – odpowiedziałem, cicho wzdychając. 
– No już, uciekaj, im szybciej do niego pójdziesz, tym szybciej do mnie wrócisz. A jak wrócisz, potrenujemy sobie troszkę, co? Rozruszamy te stare kości – dodałem, uśmiechając się łagodnie. Musiałem ją uspokoić, dokładnie tak samo, jak nie raz Mikleo. Albo mi już po prostu odbija i dostrzegam w niej cechy, które normalnie dostrzegam w Mikleo. To też wielce prawdopodobne jest. 
 Banshee, niechętnie bo niechętnie, opuściła piekło, zostawiając mnie samego. Nie licząc narad, znów będę gadać sam do siebie. By jakoś sobie poradzić z tą samotnością, i by też nie wstawiać się demony, które to bardzo chciały zawrzeć ze mną znajomość, chwyciłem za książkę, którą któregoś dnia wziąłem z biblioteki, i zabrałem się za czytanie. Było to nużące, nie spełniało moich potrzeb, ale było bezpieczne. I ja mam tak jeszcze ile przeżyć? Miałem wrażenie, że od mojego powrotu ten czas dłuży i mija mi jeszcze gorzej niż zazwyczaj. A może to przez toż że tak dużo myślę o Mikim, i się o niego zamartwiam. Wcześniej obrałem taktykę, by myśleć o nim jak najmniej, i było lepiej, a teraz nie ma dnia, w którym to nie zastanawiałbym się, jak on się czuje. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz