Po odejściu Banshee musiałem założyć na twarz maskę, aby nie pokazać słabości przy dzieciach, musiałem być silny dla nich, a przynajmniej na pokaz, aby nic nie podejrzewały. Nie musząc się martwić to zdecydowanie nie ten czas.
Dla dzieci byłem oparciem, jakiego potrzebowały, byłem zrozumieniem, współczuciem, smutkiem, żalem i radością byłem podporą, która chroniła ich przed wszelakim złem, byli jeszcze za młodzi, a wy cierpieć właśnie dlatego nie mówiłem im nic o tacie, wmawiając im, że wróci do nich cały i zdrowy, bo przecież to właśnie usłyszeć chcieli, chcieli zobaczyć tatę i go zobaczą już niedługo.
Nie myśląc o mężu, spędziłem czas z dziećmi, musząc trochę ich przypilnować, aby przypadkiem nie zapomnieli, jakie są ich obowiązki co jak co, ale to, że nie ma taty, nie oznacza, że mogą robić, co im się podoba.
Na ich nieszczęście wciąż jestem ja i choć mniej asertywne jak ich tata, to i tak tu jestem i nie pozwolę na opuszczanie szkoły i robienie rzeczy, za które ich tata, chybaby ich udusił.
Dopilnowałem, aby na dzień jutrzejszy byli przygotowani do szkoły, nie pozwolę im znów opuszczać szkoły, jeszcze tego mi trzeba, aby i oni sprawiali problemy, tak jakby ich tata nie był moim największym problemem ostatnich dni.
Po upewnieniu się, że dzieciaki odrobiły zadania domowe i są gotowe na jutrzejsze zajęcia, pozwoliłem im pójść do znajomych, aby coś z tego dnia miały, ja również postanowiłem przejść się z Lailah na spacer, aby nie marnować tak ładnego dnia, tym bardziej że sama pani jeziora tego chciała, a ja, nie mając innego pomysłu ani planu na siebie ruszyłem z nią na spacer, rozmawiając trochę o moim mężu i problemach, które mnie dręczą.
Lailah potrafi wyciągnąć wszystko, co wyciągnąć chcę, oczywiście, gdybym naprawdę nie chciał nic, bym jej nie powiedział, chciałem jednak rozmawiać i powiedziałem jej, co mnie trapi, czułem, że teraz gdy wiem, gdzie jest i w jakim niebezpieczeństwie jeszcze gorzej to znoszę, kiedyś, gdy zniknął na rok, wszystko wyglądało inaczej, a to dlatego, że nie miałem pojęcia, gdzie jest i co robi, wszystko się zmienia, gdy świadomość jego obecności tam na dole uderza we mnie z każdej strony, podsuwając najgorsze scenariusze.
Cały dzień spędzony z kobietą, nie myśląc o mężu dopiero nocą, gdy znów zostałem sam w sypialni, poczułem smutek, zaczynając się martwić o Soreya.
Mam nadzieję, że wyliżę się z tej rany, wyglądała na bardzo poważną, a to bardzo mnie niepokoiło, co jeśli on zginie? Nie, nie zdecydowanie, nie zginie, nic mu się nie stanie prawda?
Leżąc w łóżku, patrzyłem w okno, nie potrafiąc zasnąć.
Wtulony w poduszkę męża, przynajmniej przez chwilę mogłem poczuć jego zapach, zamykając swoje oczy, zwierzaki położyły się obok mnie, trochę, pomagając mi zasnąć snem spokojnym.
W nocy znów obudził mnie koszmar, widziałem go zakrwawionego na tym starym i brudnym łóżku, czyżby jego rama wciąż się otwierała? Dlaczego on nie pójdzie do medyka? Dlaczego pozwala sobie na to cierpienie?
Gdybym tylko tam był, naprawdę nie czułem się dobrze z tym, że on jest tam ranny, słaby i bezbronny, na Boga ja chyba oszaleje, niech on już do mnie wraca, mam dość czekania i rosnącego niepokój, który zaraz mnie wykończy, i to szybciej, niż podejrzewałem…
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz