wtorek, 27 maja 2025

Od Soreya CD Mikleo

 W swoim pokoju już zastałem na stoliku chyba wszystkie raporty z wydarzeń, które działy się, kiedy mnie nie było. I pewnie musiałem je przejrzeć jak najszybciej, ale czy mi się chciało? No, tak niekoniecznie, ale wyboru nie miałem. Jutro z rana czeka mnie pewnie kolejna narada, na którą nie miałem ochoty iść. Chciałem tylko wrócić do mojego męża, wtulić się w jego ciało i zaciągnąć się jego zapachem. Ta jedna noc, którą wspólnie spędziliśmy i to w bardzo grzeczny sposób, to zdecydowanie dla mnie za mało. A może właśnie za dużo? Bo teraz strasznie mi go brakowało tutaj, przy moim boku. Ten wypad był dla mnie, i dla niego, dobry i niedobry jednocześnie. Dobrze było go zobaczyć, upewnić się, jak się czuje, uspokoić jego zszargane nerwy, ale teraz tak strasznie mi go brakuje... Jeden dzień to za mało. 
Chwyciłem za dokumenty i ruszyłem w stronę łóżka. Usiadłem w miarę wygodnie na materacu, a Banshee rozwaliła się w nogach łóżka, uważnie nasłuchując tego, co się dzieje. Od razu zerknąłem na datę najstarszego raportu. Nie było mnie ponad cztery miesiące... Więc jeden dzień u Miki'ego, to cztery miesiące tutaj. To totalnie niesprawiedliwe, chociaż... lepiej, że to mi mija dziesięć lat, a jemu tylko miesiąc. Skoro tak okropnie to przeżywa, to co to by było, gdyby dziesięć lat trwało tak samo długo, i tu, i na górze. Przecież on to by mi chyba tam na śmierć się zamartwił. 
– Co cztery miesiące będziesz udawać się na górę, do Miki'ego. Musisz się upewnić, że i on czuje się dobrze, i że dzieciaki się zachowują – powiedziałem do Banshee, cicho wzdychając. Raz na te cztery miesiące przez kilka dni będę całkowicie sam. I co ja wtedy będę robić? Teraz samotność będzie mnie jeszcze bardziej dołować. Może powinienem skorzystać z propozycji tamtego demona i raz na te cztery miesiące z nim gdzieś wyjść...? Nie, nie mogłem. Im mniej wystawiam się na działanie piekła, i angażuję się w jakiekolwiek tutaj relacje, tym lepiej dla mnie. Świadomość, że mam przy sobie tylko psa no nie jest jakaś optymistyczna, chociaż Banshee nie jest tylko psem. Ogary są znacznie bardziej inteligentne niż takie zwykłe kundelki, no ale to dalej nie jest istota humanoidalna. Wielu rzeczy nie zrozumie, nie ma przecież humoru, odpowiada mi prostymi zdaniami... Wolę chyba jednak oszaleć z samotności niż wystawić się na wpływ piekła i zmienić się tak, że Miki nie będzie mnie poznawał. Albo że się mnie będzie bał, a bać się przecież powinien. Nad gniewem coraz to gorzej mi zapanować, a skoro raz go skrzywdziłem to jest wielkie prawdopodobieństwo, że zrobię to ponownie. 
– Pamiętam, że zakazał ci do niego przychodzić, ale to mnie masz słuchać. Za bardzo cierpi, niepokoi mnie to, nie jest to normalne. Może dzieje się z nim coś, o czym nie chce mi mówić – odpowiedziałem jej, przerzucając stronę. Banshee zamruczała cicho, średnio zadowolona z tego moich słów. Obawiała się kolejnego ataku w razie gdybym został sam. I coś mi się wydaje, że już przez to przechodziliśmy. – Nie przejmuj się aż tak, z tego co czytam, to było spokojnie, więc nic złego się nie wydarzy. A nawet jeśli, jestem duży i potrafię sobie poradzić. Chyba za dużo czasu z Mikim spędzasz, też za bardzo się o mnie martwisz – dodałem, kręcąc z niedowierzaniem głową. 

<Owieczko? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz