Nie miałem problemu z tym, by odebrać dzieciaki. O ile im Lailah później nie powiedziała, to pewnie nawet nie wiedzą, że wróciłem na te kilka godzin. Rano do nich nie wyszedłem, trwając przy Mikim. Trochę zaniedbałem dzieciaki, ale miałem wrażenie, że mój mąż mnie bardziej potrzebował niż dzieciaki. One sobie świetnie radzą, chociaż coś mi w nich nie pasuje. Energia, która od nich biła, była jakaś taka dziwna. Nie podobała mi się ona. Muszę z nimi porozmawiać, by się z Mikim wspierali. Niby z nimi rozmawiałem, ale chyba już o moich zapewnieniach zapomnieli. A Miki też powinien wymagać więcej od nich, być nieco twardszy i stanowczy. I wszystko byłoby w porządku. Dobrze, że Lailah tu jest, bo nawet jeżeli jest łagodna wobec nich, dalej jest bardziej stanowcza niż Miki, chociaż wiele jej brakuje do mnie, do mojego sposobu wychowania, znaczy się. Lailah raczej nigdy nie będzie taka jak ja.
– Oczywiście, że je odbierzemy. Widzisz, dobrze, że założyłeś coś wyjściowego – dodałem, powoli zmieniając kierunek naszego spaceru.
– Nawet jakbym miał na sobie coś według ciebie nieodpowiedniego, będziemy przechodzić obok domu, tak więc mógłbym się przebrać w razie czego – wyznał, uśmiechając się do mnie ładnie.
– A co tamci by zobaczyli, to byłoby ich – mruknąłem, już na samą tę myśl przysuwając go bliżej siebie. Był mój, tylko mój i niech lepiej o tym pamiętają. I niech się nie patrzą tam, gdzie nie powinni.
– Racja, ale nie zobaczyli, bo mnie przypilnowałeś – udobruchał mnie, opierając policzek o moje ramię.
– A jak mnie nie ma, to nikt cię nie pilnuje i chodzisz rozebrany jak do rosołu? – spytałem nieco zły, lekko pusząc policzki.
– Jak ciebie nie ma, staram się po prostu przetrwać. Nie myślę nad tym, jak wyglądam i co mam na sobie. Dużo też trenuję z Lailah, pozwala mi to nie myśleć o tym, że cię nie ma – wyjaśnił mi, co dało mi trochę do myślenia.
– Powinieneś sobie znaleźć jakieś naprawdę zajmujące zajęcie. Coś, co cię pochłonie, byś nie myślał tylko i wyłącznie o mnie. Może intensywniejszy trening. Lektura przed snem. Pielęgnacja ogródka. Tak, nic ci mnie nie zastąpi, ale powinieneś próbować.
– Obiecałeś nie czytać moich myśli – mruknął cicho, chyba niepocieszony.
– Wiem, ale strasznie mi ciężko. Smutek od ciebie wręcz krzyczy, nie mogę więc nie słyszeć twoich myśli, choćbym bardzo się starał. Ale to dobrze. Mogę choć trochę dzięki temu ci pomóc, a to nie są przecież żadne złe myśli. Nie musisz się ich wstydzić. Chcę ci pomóc i wesprzeć – uspokoiłem go, uśmiechając się łagodnie. Dwa tygodnie to naprawdę niedużo. Da sobie radę, skoro już połowę przetrwał, to kolejnej nie przetrwa? Ja w niego wierzę. Muszę uwierzyć. – Właśnie, a jak dzieci? Jak się zachowują? Bije od nich jakaś dziwna energia – zapytałem, także musząc poruszyć ten temat. I oby był ze mną szczery, bo jeżeli mam mu pomóc z dzieciakami muszę wiedzieć, jak się zachowywały przez ten czas, kiedy mnie nie było.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz