niedziela, 19 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Właśnie, chodziło mi o to, że nic nie zrobił. A powinien. Powinien jakkolwiek zareagować, powiedzieć mu nie, dać mu do zrozumienia, że już z kimś jest w związku, i to w takim bardziej poważnym związku, a on – nic. Co więcej, miałem wrażenie, że mu się to spodobało. Dobrze, że jednak z nim poszedłem, bo kto wie, jak to się mogło skończyć. I nie chodzi mi o to, że Miki mógłby z nim zacząć kręcić, bardziej mi chodzi o to, że ten facet mógłby posunąć się dalej i gdyby dostrzegł, że Mikleo się to podobało, kontynuowałby dalej i kto wie, na czym by się to skończyło. A może Miki chciał usłyszeć od niego komplementy? Dałem mu za mało atencji wczoraj? To przez to, że mu odmówiłem seksu? On jest naprawdę niemożliwym aniołkiem. Chwila nieuwagi i on od razu szuka jej gdzie indziej.
- A powinieneś coś zrobić. Jak chociażby powiedzieć, że masz męża – odpowiedziałem, patrząc na niego zły. Nie lubiłem, kiedy inni zwracali na niego taki rodzaj uwagi. I kiedy on im na to pozwalał. Mikleo był mój, w każdym znaczeniu tego słowa. I ewidentnie o tym zapomniał. Jeden dzień poświęciłem sobie na odpoczynek, i zregenerowanie sił, i już zapomina, kto tu jest jego panem. Tak być nie może, muszę przypilnować, by doskonale o tym pamiętał, i to już na zawsze. 
- Przecież nic złego nie miał na myśli – zaczął Mikleo, oczywiście jak zwykle nie widząc nic złego w tym, że tak się do niego odzywano. On naprawdę nie rozumie, czy robi to wszystko specjalnie, by mnie zdenerwować?
- Tylko ja cię mogę komplementować. I nikt inny – wycedziłem trochę zły na niego. Wiedział o tym doskonale przecież. Zna mnie tyle czasu, więc świadom tego musiał być, nigdy tego nie ukrywałem, nawet nie potrafiłem tego ukrywać. Nie wiem, skąd się we mnie wzięła ta silna zazdrość, która była ze mną tutaj od... w sumie, to od zawsze. Wróciłem tu i ta zazdrość cały czas ze mną była. Może tak naprawdę nigdy mnie nie opuściła? Ciężko było mi to stwierdzić, kiedy nie pamiętało się swojego poprzedniego życia. – Ma to mi być ostatni raz – dodałem, w końcu go puszczając i idąc do kuchni, by zająć się czymś innym. Byłem strasznie podminowany, i zdenerwowany, i tylko resztki samokontroli dzieliły mnie od tego, by nie wziąć go tu i teraz na ścianie, by mu pokazać, że jest tylko i wyłącznie mój, no ale to byłoby za dużo. I chyba nie do końca dla Mikleo fajne. Mój przekaz był jasny, i teraz miałem tylko nadzieję, że się już dostosuje i więcej nie będzie się w ten sposób zachowywał. 
Wściekły jak osa skupiłem się na przygotowywaniu jedzenia dla Psotki, starając się powoli uspokoić. Może go za mało komplementowałem? Ale czy ja go komplementuje za mało? Nie wydaje mi się. Zawsze mówię mu miłe słowo. I to dużo miłych słów. A może on tak specjalnie...? Nie no, taki to on nie jest. Nie wiem, co się tam wydarzyło, ale już więcej nie pozwolę mu na takie samotne spacery do miasta. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Mimo, że Haru dał mi do zrozumienia, że nie chce towarzystwa, miałem cichą nadzieję, że jednak zmieni zdanie i w końcu do mnie przyjdzie. On w siebie nie wierzył, ale ja byłem w stanie zwierzyć mu własne życie, w tej czy innej postaci. Chciałem też, by czuł, że miał we mnie wsparcie, i sądząc po jego zachowaniu, pokazanie tego poszło mi okropnie. Nie do końca wiedziałem, co miałem teraz zrobić. Czułem strach, że ubzdurał sobie, albo sobie niedługo ubzdura, że jest dla mnie zbyt niebezpieczny, i mnie zostawi, by mnie nie skrzywdzić. Nie chcę żyć bez niego. Nie dam rady bez niego żyć. Dlatego więc zrobię wszystko, by go nie stracić, i zapłacę każdą cenę, by mu pomóc, i by ze mną został. 
Wróciłem więc do nasze sypialni, w końcu z ulgą mogąc położyć się na łóżku, i... cóż, może nie westchnąć, bo wtedy  ból mógłby być nie do zniesienia, ale trochę odpocząć mogłem. Może w końcu te zawroty i bóle głowy trochę ustaną. Kiedy obraz się wiruje i rozmazuje, raczej trudno się czyta, a teraz musiałem czytać, i to dużo. Może w tych czterech księgach znajdę odpowiedzi? Muszę mu w końcu jakoś mu pomóc. Ale to zaraz. Najpierw jednak zamknę na chwilę oczy, bo już ciężko mi je utrzymać otwarte. 
Kiedy otworzyłem oczy z powrotem, było już ciemno. A zatem przespałem resztę dnia... cudownie. Nie mogę sobie pozwalać na takie rzeczy, mam dużo roboty. Podniosłem się do siadu, cicho sycząc z bólu. Haru nie było w pokoju, co spowodowało, że poczułem, jak żołądek zaciska się w stresie. Oby tylko nie zrobił nic głupiego, jak na przykład zostawienie mnie bez słowa. Może i jestem poturbowany, ale jeżeli tak uczynił, nie chciałbym być a jego miejscu, kiedy już bym go znalazł, a znalazłbym go na pewno. 
Wezwałem do siebie służącą, by przygotowała mi zioła, a następnie powoli udałem się do sypialni, w której aktualnie stacjonował Haru. Skoro on nie będzie spał ze mną, to ja będę spal z nim, proste. Nie zastałem go tam jednak, co trochę mnie zaniepokoiło. Jego rzeczy jednak tu były, więc raczej ode mnie nie odszedł. Kiedy służąca wróciła z ziołami, a także słodkim rogalem, który miał być moją kolacją, zapytałem się jej, czy nie widziała mojego narzeczonego. Odpowiedziała, że owszem, że jakiś czas temu opuszczał rezydencję, kierując się w stronę lasu. To mi się nie podobało. Dlaczego miałby iść do lasu. Czyżby znów odczuwał potrzebę przemienienia się? To trochę niszczy moją teorię. Ale ja i tak nie zamierzałem go zostawiać. Ostatnio wrócił do siebie dzięki mnie, to może też teraz mu w ten sposób pomogę. 
Wypiłem więc zioła, trochę się także zmuszając do zjedzenia rogala. Zjadłem go tylko i wyłącznie dlatego, że nic dzisiaj nie zjadłem, a potrzebowałem jedzenia, by mieć siły znaleźć tego mojego głupka. Tak więc po zjedzeniu i wypiciu ziół przebrałem się, spakowałem ubranie dla Haru i udałem się do stajni, by osiodłać Ignisa. To ramię to mi chyba nigdy się nie zagoi. 
Skierowałem konia do lasu, tak samo jak wczoraj starając się znaleźć ślady wskazujące na to, ze przeszło tędy tornado. Niedługo musiałem go szukać i już po chwili prowadziłem wierzchowca wytyczoną najprawdopodobniej przez Haru ścieżką. Wierzchowiec był mocno zdenerwowany, ale pomimo tego kierował się tam, gdzie mu kazałem. Tym razem Haru zostawił nie tylko połamane drzewa, ale i zwłoki zwierząt. Wielu zwierząt. Jedne były na wpół zjedzone, a wnętrzności innych po prostu porozrzucane po ścieżce. Trochę żałowałem, że zjadłem tego rogala, bo teraz miałem wielką ochotę go zwrócić. 
W pewnym momencie mój wierzchowiec zarżał nerwowo dając mi tym samym znać, że wilkołak gdzieś tu się czai. Uspokoiłem go łagodnym głosem, a następnie zszedłem z niego i samemu postanowiłem udać się dalej. 
- Haru? Wszystko w porządku? – odezwałem się głośniej, rozglądając się dookoła. Warkot, który usłyszałem zjeżył mi włosy na karku, ale niewiele sobie z tego zrobiłem. To był mój Haru, który mnie nie skrzywdzi. A jak skrzywdzi... to trudno, sam się na to pisałem przychodząc tutaj. – Wracamy do domu. Chcę położyć się obok narzeczonego – dodałem, idąc ostrożnie w stronę, z której dobiegał warkot. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Czy ja chciałem pójść dziś na spacer? Niekoniecznie, wolę zostać w domu, mam tu trochę do zrobienia, liście trzeba pograbić, przesadzić kilka roślin no i chciałbym zakupić i oczywiście posadzić w ogrodzie, tulipany, krokusy, narcyzy, przebiśniegi, lilie, hiacynty sporo tych roślin, ale myślę, że jeżeli uda mi się je dziś zakupić, na pewno wszystko posadzę.
- Możesz iść sam, ja dziś chcę zająć się ogrodem, zdecydowanie nie wygląda tu najlepiej - Wytłumaczyłem, chcąc wykorzystać moją energię, której było naprawdę sporo. A spacer w niczym mi nie pomoże.
- Może chcesz, żebym ci pomógł? - Zapytał, najwidoczniej chcąc spędzić ze mną czas, co jest bardzo miłe, jednak on cóż nie nadaje się do ogrodu i myślę, że oboje dobrze to wiemy.
- Nie dziękuję, nie ma takiej potrzeby, ty możesz sobie pójść na spacer, a ja zajmę się ogrodem - Stwierdziłem, siedząc jeszcze chwilę na tarasie, nim wstałem, ucałowałem go w policzek, wchodząc do domu, aby rozpisać sobie co potrzebuje i co kupić muszę na mieście.
- Co robisz? - Sorey, który po kilku minutach zjawił się w kuchni razem z Psotką, podszedł do stołu, patrząc mi przez ramię.
- Rozpisuję sobie rzeczy, które potrzebuję kupić do ogrodu - Wyjaśniłem, odrywając wzrok od kartki, na której wszystko po kolei było zapisywane.
- Idziesz na rynek? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś, przecież chętnie pójdę tam z tobą - Zaproponował, czym troszeczkę mnie zdziwił, w końcu chciał iść na spacer, a nie na targ, gdzie na pewno dnia dzisiejszego będzie sporo ludzi, co i mi się nie podoba. Jednak zakupy jakoś trzeba zrobić.
- Naprawdę? A ty nie chciałeś przypadkiem pójść na spacer z Psotką? - Zapytałem trochę zdziwiony jego propozycją, oczywiście jasne jest to, że do miasta chodzimy zazwyczaj we dwoje lub to Sorey do niego po coś idzie.
- Dla Psotki to już będzie spacer, a ja nie chcę, abyś sam tam szedł, nie wiadomo czy ktoś jeszcze nie pamięta twoje brata - To była słuszna uwaga, mój brat wiele problemów stworzył tym ludziom, a konsekwencje niestety ponoszę ja.
- Dobrze, jeśli tego chcesz, ja już jestem gotowy do wyjścia, chcesz się przebrać czy od razu idziemy?
- Idziemy - Kiwnąłem głową, wyruszając w drogę do miasta, gdzie wybór roślin był naprawdę spory, różne kolory, kształty i jak tu się zdecydować?
Pan ogrodnik, widząc, że nie mogę się zdecydować, pomógł mi, wybrać najładniejsze cebulki roślin zapewniając, że to dobry wybór, jak dobrze, że jest tu ktoś tak profesjonalny, jak on.
- Ile płacę? - Zwróciłem się do sprzedawcy, mając już wszystko to, co było mi potrzebne.
- Dla tak miłego i słodkiego młodzieńca jestem w stanie spuścić cenę - To było całkiem miłe, co prawda nie powinien tak do mnie mówić, mam męża i zdecydowanie nie w głowie mi takie rzeczy, miłe natomiast było to, że chciał mi spuścić z ceny, zawsze lepiej zapłacić mniej niż więcej.
- Nie pomyliłeś się przypadkiem? To mój mąż, nie pozwalaj sobie - Sorey od razu stanął przede mną zły na mężczyznę, kładąc mu na blacie pieniądze, chwytając moją dłoń, ciągnąc mnie w stronę domu, dłoń trzymając trochę za mocno, co przyznam, trochę mnie bolało.
Wściekły wręcz wepchnął mnie do domu, gdy tylko się tam znaleźliśmy, rzucając mi spojrzenie, którego trochę się wystraszyłem, co w nie wstąpiło?
- Co to miało być? - Syknął, podchodząc do mnie bliżej, chwytając mnie za podbródek.
- A co miało być? Nic nie zrobiłem - Odpowiedziałem, chwytając jego rękę, chcąc uwolnić swój podbródek z jego uścisku..

<Pasterzyku? C:>

Od Haru CD Daisuke

Nie byłem przekonany co do jego słów, w tej chwili nie można mi ufać, jestem zagrożeniem dla niego i każdego innego człowieka. To, że też go nie zaatakowałem, nie oznacza, że innym razem tego nie uczynię, jestem nieobliczalny, a ten fakt przerażał mnie jeszcze bardziej.
- A powinieneś się mnie bać, chciałem zakatować moich kolegów ze straży, nie wiadomo czy następnym razem nie zrobię krzywdy i tobie, poza tym masz połamane żebra, mogę przypadkiem zrobić ci krzywdę podczas snu - Odpowiedziałem spokojnie, nie odwracając głowy w jego stronę, przez cały czas wpatrując się w to, co się za nim znajdowało.
- Ależ ty jesteś głupi, na Bogo zacznij mnie słychać - Daisuke chyba nie spodobało się to, co mówię, uderzając mnie w tył głowy.
To zachowanie z jakiegoś powodu wywołało u mnie złość, odwróciłem głowę w jego stronę, zaciskając ostre jak brzytwa zęby, które mu pokazałem. Czułem, jak oczy zmieniają kształt, a paznokcie stają się ostre.
Warknąłem na niego, ostrzegając przed dalszym takim zachowaniem, na chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością.
- Haru co ty robisz? - Słysząc przerażony głos mojego panicza, otrząsnąłem się, kładąc dłoń na swojej głowie.
- Mówiłem ci, jestem niebezpieczny, nie panuje nad tym - Załamany, czułem się źle z tym, jak łatwo jest mnie teraz rozzłościć, a ja nawet nie mam pojęcia dlaczego, nigdy przedtem mi się to nie zdarzało, nigdy nie skrzywdziłbym nikogo a teraz? Teraz nie mogę nawet sobie zaufać.
- Przestań, razem sobie z tym poradzimy - Narzeczony chciał podejść do mnie, pocieszyć a może nawet przytulić, wyciągając dłoń w moją stronę.
- Nie dotykaj mnie, nie chcę, proszę, idź stąd, chcę zostać sam - Odsunąłem go od siebie, odwracając się w stronę okna, zdecydowanie jestem w tej chwili niereformowalny, a on musi to zrozumieć. Niech trzyma się ode mnie z daleka, przynajmniej dopóki nie nauczę się kontrolować tego, co jest we mnie.
- Haru... - Odezwał się, dotykając moje ramię, na co od razu zareagowałem, zrzucając jego dłoń.
- Proszę, wyjdź stąd - Nie chciałem, aby tu teraz był, chciałem być sam, tak będzie dla mnie najlepiej.
Daisuke westchnął ciężko, finalnie pozostawiając mnie samego, za co byłem mu naprawdę wdzięczny, lepiej, aby teraz nie kręcił się obok mnie przynajmniej na jakiś czas.
Resztę dnia spędziłem w sypialni, nie chcąc z niej wychodzić, nie chcąc jeść i pić, jedyne co było mi potrzebne to spokój i odizolowanie, taki stan pozwalał mi myśleć o tym, co teraz mam ze sobą zrobić.
Gdy noc nastała poczułem silną potrzebę opuszczenia rezydencji.
Cicho opuściłem budynek, mając nadzieje, że nikogo nie obudziłem, znikając w lesie, gdzie moje ciało przybrało wilczego wcielenia.
Muszę przyznać, że po przemianie poczułem, straszy głód, a do tego chęć zasmakowania krwi.
Dając się ponieść mojemu zwierzęcemu ja, ruszyłem w drogę, poszukując zwierzynę..
Dość szybko dorwałem starszego już jelenia, rozszarpując go na kawałki, zaspokajając swój głód, przynajmniej na chwile nim znów udało mi się coś dopaść.
W ciągu kilku godzin zabiłem wiele zwierząt, zaspokajając głód, nie myśląc jak człowiek, w tej chwili byłem bestią, mordercą, który chciał dopaść ofiarę, zamęczyć ją, a następnie zabić pozostawiając martwe ciała w lesie, Nie mając zamiar ich ukrywać, bo i takiej potrzeby nie miałem.

<Paniczu C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Dzisiejszej nocy spało mi się naprawdę dobrze. Wszystko było cieplutkie, i takie przyjemne, i absolutnie nie chciało mi się wstawać, nawet jak czułem, że Mikleo nie ma obok. Mogłem się domyślać, że raczej szybko będzie chciał stąd uciec, dosyć tu gorąco było. Ja nie mam na co narzekać, ale on już miał. Aż dziwiłem mu się, że ze mną spał. Owszem, poprosiłem go o to, ale on nie musiał się zgadzać. Albo przygotowywać tego całego ciepła dla mnie. Przecież ja bym sobie jakoś poradził, w ten czy inny sposób, a on nie musiałby się męczyć w cieple, zwłaszcza, że przecież specjalnie szedł nad jezioro, by się wychłodzić i nabrać sił. 
W pewnym momencie poczułem, jak coś układa się na moich plecach, a ja zastanawiałem się, który to był kot. Sądząc po tym, że był raczej ciężki i czuć było, że tego ciałka ma sporo, obstawiałbym Kluchę. Albo Muffinkę, ostatnio i ona trochę zaczęła przypominać taką puchatą kulkę, i miałem nadzieję, że te dodatkowe kilogramy to wynik tego, że ostatnio więcej czasu spędza w domu i tak dużo się nie rusza, a nie że się spodziewa kociaków na starość. To nie byłoby dla niej zdrowe, a dla nas dobre. Kotów to nam akurat pod dostatek było. 
Kiedy kot, który wskoczył mi na plecy, zamiauczał żałośnie, to już doskonale wiedziałem, który to z nich. Klucha upominała się o jedzenie. Więc Mikleo jej nie dał? To do niego niepodobne. Na pewno jej dał. A ona się teraz stara wyłudzić drugą porcję. Początkowo to zignorowałem mając nadzieję, że da mi spokój, ale rozległo się drugie miauczenie. I trzecie. I po tym trzecim wiedziałem, że mi nie odpuści. 
– No już, już, wstaję – burknąłem, z niechęcią wychodząc spod kołdry. A było mi pod nią tak cieplutko, tak fajnie... najchętniej w ogóle bym spod niej nie wychodził. Znaczy, może w końcu bym wyszedł, ale na pewno nie przez najbliższe dwie godziny. 
Pomimo słońca na zewnątrz przebrałem się w dosyć takie ciepłe rzeczy czując, że trochę mogę ich jeszcze dzisiaj potrzebować. Skończyła się ta cudownie ciepła pora roku i prędko do mnie nie wróci, tak więc takie ubrania będą teraz u mnie na porządku dziennym. Po tym zszedłem na dół, musząc uważać na to, by nie potknąć się o kota, który ciągle właził mi pod nogi. Naprawdę musiała być głodna, skoro aż tak mnie pilnowała. Może nie zdążyła zjeść, bo ubiegły ją inne koty. Albo Psotka jej wyjadła, kiedy Miki nie patrzył. Albo też mogła stwierdzić, że potrzebuje więcej sadełka na zimę, by jej ciepło było. 
Tak więc przygotowałem jej jedzonko, a sobie kawę, po czym ruszyłem na poszukiwanie Mikleo, którego znalazłem na dworzu, a tak konkretniej na tarasie. Przywitałem się z nim i usiadłem obok, ciesząc się słońcem. Może nie było to najcieplejszy dzień w moim życiu, ale wydawał się być całkiem... miły. A już na pewno milszych od ostatnich dni, kiedy to padało. Wtedy było paskudnie. 
– Może pójdziemy dzisiaj na spacer? – zaproponowałem, odwracając głowę w jego stronę. Chciałem skorzystać z ładnej pogody. I Miki chyba też, widziałem, że miał mnóstwo energii. I może też przy okazji zabralibyśmy Psotkę na spacer, skoro już wie tak bardzo pokochali... połączylibyśmy w ten sposób przyjemne z pożytecznym. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Kiedy obudziłem się rano, czułem się paskudnie. Jakbym w ogóle nie spał, już nie mówiąc o tym, że miałem wrażenie, jakby całe ciało paliło mnie żywym ogniem, a najbardziej to te żebra. A niech go... Czemu nie mógł mnie kopnąć w brzuch? Trochę by mnie wtedy pobolało, siniak by został, i to wszystko. A tak muszę uważać na każdy oddech, ruch, gest... nie mam czasu na takie pierdoły. Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia niż uważanie na to, by płytko oddychać. 
No i jeszcze Haru i jego głupie postanowienie na temat tego, że on to będzie spał osobno, bo zrobi mi krzywdę. Jak dzisiaj też mi z tym wyjdzie, to chyba ja zrobię krzywdę jemu. Nie po to go ściągałem w nocy do domu, by finalnie spać samemu. Zresztą, jaką on krzywdę może mi zrobić? Przecież się kontroluje. Co najwyżej będę miał obok siebie tylko wyjątkowo paskudnego i śmierdzącego potwora, ale jakoś sobie bym z tym faktem poradził. Może jakbym go jeszcze w tej jego wilkołaczej formie wykąpał, to by tak nie śmierdział. Ale jeżeli mnie teraz będzie unikać... nie pozwolę mu na to. Jesteśmy razem, więc jego problem jest także moim problemem. I razem go rozwiążemy. Tyle, że aby go rozwiązać, muszę z nim porozmawiać. Muszę wiedzieć, co się działo przed przemianą. Już wiem, że aby do siebie wrócić, musi być w pełni spokojny, więc miałem pewne podejrzenie, że i z przemianą się łączyły jakieś emocje, bo na pewno nie pełnia księżyca, wczoraj jej nie było. No i też nigdy wcześniej się nie przemieniał, tak więc coś konkretnego musiało się wczoraj wydarzyć. Może przez to, że zostałem uprowadzony? Miałem wrócić wieczorem, a nie wróciłem, ślad po mnie zaginął... To jest teoria, której na razie nie potwierdzę, ani nie zaprzeczę, bo nie mam jak. 
Kiedy służba zabrała ode mnie kubek po ziołach śniadanie, którego za bardzo nie tknąłem, bo nie miałem żadnej ochoty na jedzenie poprosiłem, by poinformowała mnie, kiedy wróci mój narzeczony. Coś mi się tak wydawało, że wprost do mojego pokoju nie przyjdzie. A jeżeli przyjdzie, to się bardzo ucieszę z tego powodu. 
Czas, w którym to normalnie bym pracował w straży, spędziłem w bibliotece na wyszukiwaniu odpowiednich tytułów. I na robieniu sobie przerw, bo moje ciało dosyć szybko opadało z sił, i po czasie potrafiło mi się trochę w głowie zakręcić, co pewnie było spowodowane przez to uderzenie wczorajsze. I picie tych przeklętych ziółek. Nie mam pojęcia, ile tego wypiłem, ale miałem powoli wrażenie, że im więcej, tym szybciej przestawały działać. No a kiedy czułem ból, znów je zaczynałem pić. Chyba trochę powinienem przystopować, bo z tego co się orientowałem, było w nich coś uzależniającego... ale jak miałem ich nie pić, jak bez tego mnie bolało? No nie da się. 
Kiedy w końcu wróciłem z potrzebnymi książkami do pokoju, było już późne popołudnie. Otrzymałem także informację, że mój narzeczony wrócił, i zamiast przyjść tutaj, ukrył się w pokoju obok, bez obiadu oczywiście. Śniadania też pewnie nie zjadł. Zły na tego głupka od razu podziękowałem za informacje, odłożyłem książki i od razu po tym udałem się do pokoju, który chwilowo okupował. 
– Możesz mi powiedzieć, co ty wyrabiasz? – spytałem wściekły, kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi. Nie byłem za bardzo pewien, skąd dokładnie wywodziły się te negatywne emocje u mnie. Czy były one spowodowane niewyspaniem, bólem, czy może tym, że byłem za niego zły za to, że nie było go przy mnie w nocy. A może tym wszystkim jednocześnie. Ale jednak nie powinienem się aż tak na niego złościć. Pewnie sam jest przerażony i zdezorientowany. Powinienem okazać większe zrozumienie. 
– Nic nie robię – odezwał się zaskoczony, a jednocześnie zmartwiony. 
– To nie w tym pokoju powinieneś przebywać teraz. I w nocy – wyjaśniłem, musząc oprzeć się nieco o szafkę, bo obraz lekko zaczął mi się wirować. Nie wiem już, co gorsze. Czy te zawroty głowy, czy żebra. Teraz było to jednak lekkie, więc wytrzymam. Zresztą, muszę mu pokazać, że nic mi nie jest, by się tak nade mną nie trząść. 
– A jak znów się przemienię? I cię skrzywdzę? – spytał, wyglądając przez okno, chcąc chyba tym samym nie pokazać, jak bardzo się boi. 
– Nie skrzywdzisz mnie. Tego jestem pewien. Gdybyś nie panował nad sobą, zabiłbyś mnie wczoraj, miałeś ku temu kilka okazji i nie wykorzystałeś żadnej z nich. A jak się przemienisz w sypialni... no to trudno, będę musiał leżeć obok przerażającego stwora. I to jeszcze w dodatku przerażająco śmierdzącego – dodałem trochę na rozluźnienie, ale jego to nie rozbawiło. Zacisnąłem więc zęby, by nie wydać z siebie syku bólu, i podszedłem do niego, na szczęście się nie wywalając po drodze. Jakbym tak upadł na te żebra... Nawet nie chcę o tym myśleć. – Nie boję się tego. Nie przerażasz mnie. Chcę ci pomóc, ale jak mnie będziesz od siebie odsuwać, nie będę w stanie tego zrobić. Dlatego proszę, nie odwracaj się ode mnie. Nie cierpię, kiedy tak robisz, bo mam wtedy wrażenie, że zaraz cię stracę – ostatnie zdanie powiedziałem bardzo cicho, przytulając się ostrożnie do jego pleców, by nie sprawić sobie dodatkowego bólu żeber. 

<Piesku? c:>

Od Haru CD Daisuke

Kiwnąłem łagodnie głową, potrafiąc robić to, o co mnie zapytał, patrząc na rany, które ewidentnie ja mu zrobiłem, z tego powodu poczułem się jeszcze gorzej, skrzywdziłem go, mimo że byłem świadom tego, kim jestem. Co prawda nie byłem świadom tego, jak wielka siła we mnie jest ukryta.
- W porządku, w takim razie musisz mi to zszyć - Poprosił, podając mi wszystko to, co było potrzebne, abym mógł zająć się jego ranami, delikatnie je zszywając, nie chcąc zadać mu więcej bólu, niż jest to konieczne..
Po zszyciu jego ran obandażowałem je, mając nadzieję, że kolejny raz nie będzie konieczne szycie, musi o siebie zadbać i chyba to powinno być dla niego najważniejsza.
- Gotowe - Podałem mu zioła, które powoli zaczął pić, coś tam sobie powtarzając o tym, że dobrze byłoby wypić jakąś kawę, aby szybko nie zasnąć. Nie rozumiałem dlaczego, miałby nie zasnąć, kiedy jest zmęczony, obolały, jego ciało ewidentnie potrzebuje odpoczynku.
Nie komentując tego, nie miałem zamiaru przynieść mu żadnej kawy, pomagając położyć się do łóżka, delikatnie nakrywając kołdrą..
- Śpij - Ucałowałem go w czoło, siadają obok niego na łóżku, czekając, aż zaśnie.
- A ty, dlaczego nie kładziesz się obok niego? - Zapytał, ewidentnie zdziwiony moim zachowaniem, a jednocześnie zmęczony całym dniem.
- Ja położę się w innym pokoju, nie chcę zrobić ci krzywdy - Wyjaśniłem, nie chcąc, aby coś złego mu się stało.
- Daj spokój, połóż się obok - Nie zgodziłem się na to, aby położyć się obok. Po pierwsze nie chciałem, aby jego ciało cierpiało jeszcze bardziej, a po drugie nie ufałem sam sobie, co jeśli znów stanę się wilkołakiem i zrobię mu krzywdę? Nie na to nie mogę sobie pozwolić.
Daisuke nie był z tego powodu zadowolony. Chcąc, abym się obok położył, czego nie zrobiłem, do samego końca, cierpliwie czekając, aż mój narzeczony zaśnie.
Cicho wstając z łóżka, porządnie nakryłem go kołdrą, opuszczając sypialnie, w której mój ukochany mógł spokojnie odpocząć, a ja zająłem pokój, obok wiedząc, że tak musi być, dla jego bezpieczeństwa.
Ta noc była dla mnie naprawdę trudna, bolały mnie, znajdowały się siniaki po broni, ale nie to było moim największym problemem, źle czułem się z powodu braku mojego narzeczonego, do którego nie mogłem się przytulić, mimo że bardzo chciałem.
Zmęczony, obolały i niezadowolony obudziłem się bardzo wcześnie, całkowicie tracąc ochotę do życia. Czułem, że powinienem trzymać się jak najdalej Daisuke, któremu mogłem zrobić sporą krzywdę.
Mimo że bardzo mi się nie chciało, musiałem doprowadzić się do porządku, poprosić służbę, aby przygotowała mojemu narzeczonemu zioła i śniadanie, gdy tylko się obudzi, samemu muszą pójść do pracy, to znaczy nie musiałem, ale czułem, że tak będzie najlepiej. Nie będę zagrożeniem dla ukochanej osoby i obym nie był zagrożeniem dla kolegów ze straży, bo tego bardzo bym nie chciał.
Sam nie wiem jak teraz mam się zachować, jak funkcjonować i co wywołało przemianę, a więc czysto teoretycznie nie powinienem wychodzić z domu, a jednak zrobiłem to, pojawiając się w pracy, gdzie od razu usłyszałem o zdwojonych siłach w straży, z powodu potwora pojawiającego się w mieście znikąd.
Oby tylko nie odkryli, że tą bestią jestem ja.

<Paniczu? C:>