Oczywiście, że gotował i to gotował całkiem dobrze, nie było to gotowanie na najwyższym poziomie, ale i ja nie gotuję na najwyższym poziomie, przygotowuję tylko to, co potrafię. A to, że zawsze potrafiłem więcej od niego, z powodu ciągłego gotowania i zajmowania się dziećmi, gdy on pracował, nie mając na to czasu.
- Skarbie głosowałeś i to gotowałeś bardzo dobrze, nawet mimo tego, że nie miałeś zbyt dużo możliwości do gotowania, a wszystko z powodu pracy, która zawsze zabierała ci sporo czasu - Wytłumaczyłem, patrząc na niego, gdy przekładał stronę po stronie w starym już zeszycie.
- Dużo pracowałem? - Zapytał, odrywając wzrok od notatek.
- Czy dużo? Nie jestem pewien czy bardzo dużo, ale pracowałeś, tyle ile musiałeś pracować, aby nasze dzieci miały wszystko to, czego potrzebowały - Wyjaśniłem, nigdy nie mając problemu z jego pracą, to znaczy w pewnym momencie miałem problem z jego pracą, ale to dlatego, że zaczął pracować w nocy, a ja nie chciałem spędzać każdej nocy sam, a potem całymi dniami zajmować się dziećmi, domem i zwierzętami, potrzebowałem go i tylko dlatego miałem o to wszystko do niego pretensje. Na szczęście Sorey w końcu mnie wysłuchał, pracując już tylko za dnia lub ewentualnie w południe.
- Czułeś się zaniedbany przeze mnie? - Zapytał, czym naprawdę mnie zaskoczył, czemu to do głowy i dlaczego nagle o tym rozmawiamy.
- Słucham? Nie, nigdy nie czułem się zaniedbany, dbałeś o nas bardzo dobrze, zresztą nawet nie wiem skąd to pytanie, rozmawialiśmy o jedzeniu, a raczej o przepisach, które tam są i nagle rozmawiamy o tym, jak czułem się kiedyś z tobą. To nie ma za bardzo sensu, byłeś fantastycznym mężem i dbałeś o mnie, najlepiej jak się dało, czasem nawet chyba lepiej o mnie niż ja o ciebie - Przyznałem, chyba zaskakując Soreya tym, co mu powiedziałem, no cóż, ja też nie byłem mężem idealnym nawet jako anioł niestety.
- Co? To nie możliwe, przecież ty jesteś cudowna i na pewno nie mogłem być lepszym mężem od ciebie - Ależ ten mój mąż we mnie wierzył, on zawsze sądził, że jestem dużo lepszy od niego, a tak naprawdę po prostu nie doceniał i dalej nie docenia tego, jakim cudownym mężczyzną jest.
- Wszystko jest możliwe mój drogi - Wstałem z fotela, podchodząc do ukochanego, całując go w policzek. - Pójdę się przebrać i możemy już się położyć, to był naprawdę ciężki dzieci - Dodałem, kierując się w stronę łazienki, gdzie znajdowała się koszula mojego męża, w którą jak zwykle się przebrałem, mogąc położyć się do łóżka, wtulając w swoje ciała..
Następnego dnia otworzyłem oczy, późnym rankiem lekko zdziwiony tym jak długo spałem.
Wysłany podniosłem się do siadu, zerkając na Soreya który wciąż jeszcze spał, niech śpi i korzysta z ciszy i spokoju, bo nim się obejrzymy dzieci, znów do nas wrócą.
Nie chcąc już spać, postanowiłem, że czym się zajmę, aby nie tracić czasu w łóżku.
- Zostań ze mną - Nim zdążyłem wstać z łóżka, poczułem dłoń męża, która chwyciła mój nadgarstek.
- O proszę, a myślałem, że wciąż śpisz - Zauważałem, kładąc się na poduszce, z wielką przyjemnością patrząc na jego twarz.
<Pasterzyku? C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz