sobota, 4 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Gdyby tak trochę wpoił dzieciom, że ludziom nie należy ufać, to w sumie bym nie narzekał. No ale na głos tego nie powiem, bo Miki to by mnie chyba żywcem zjadł. On naprawdę tym wszystkim za bardzo się przejmuje. Powinien czasem odrobinkę odetchnąć, i się zrelaksować, i się absolutnie niczym nie przejmować. Próbowaliśmy się z dziećmi zająć na swój sposób, ten łagodny, ten taki trochę ostrzejszy, i nic to nie dało. Zobaczymy, co takiego wymyśli dziadek. Dwa tygodnie, i to jeszcze niecałe, bo w następną niedzielę już muszą być w domu, więc co złego się może stać? Nie pozwolę, by moim dzieciom coś się stało. 
– Mają twój charakter, dziadek ich nie złamie – powiedziałem spokojnie, kładąc dłoń na jego biodrze i prowadząc go w stronę zabudowań, gdzie pewnie będzie więcej aniołów, no i innych wygnańców, kto ich ni znam. Znałem tylko Aurorę, i to mi w zupełności wystarcza. Chyba. Nie pamiętałem już za dobrze, wiem, że Miki bardzo ją lubił i ją zaprosił na nasz ślub, ale w sumie jakoś tak wielkiego kontaktu z nią nie ma. Chyba. Chyba, że ja o czymś nie wiem. 
– Dziadek nie potrafił złamać ciebie, nie mnie. Ja mu się szybko podporządkowywałem – odpowiedział, zmartwiony kładąc głowę na moim ramieniu. 
– Finalnie się mu postawiłeś, i tylko to się liczy. I nie martw się tak o dzieci, za półtorej tygodnia tutaj wrócimy po nie. I będzie wszystko dobrze. I pomyśl, dzieci przez ten czas nie będzie w domu... znów będziesz mógł założyć dla mnie coś ładnego – wyszeptałem mu do ucha, którego płatek następnie podgryzłem. 
– Sorey, nie tutaj, mam wrażenie, że dziadek wszystko słyszy tutaj – burknął cichutko, a na jego polikach pojawił się cudowny rumieniec. Mój panie, jak ja dawno tego nie widziałem. I to był widok przesłodziutki. Gdybym mógł, wpatrywałbym się w niego w nieskończoność. 
– No to skoro podsłuchuje, to ma za swoje, nie po to ci szepczę to do ucha, by on to słyszał – odpowiedziałem, nie przejmując się tym absolutnie. Ja nie powiedziałem nic złego, bym się teraz miał wstydzić. Ale on się powstydzić może. – Pięknie wyglądasz z tym słodkim rumieńcem – dodałem, szczerząc się do niego głupkowato. 
– Głupi jesteś – powiedział cichutko, a ja miałem wrażenie, że zarumienił się jeszcze mocniej. Powinniśmy więcej razy tu przybywać. I też w tym miejscu muszę mówić mu takie rzeczy, by móc go podziwiać. 
– Jestem głupi, ale jestem twoim głupkiem – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Ty sobie pogadaj z Aurorą, a ja pójdę nas wypakować. I dam jeść Psotce. I też się w sumie z nią trochę wybawię, w powietrzu nie czuła się najlepiej. 
– Nie chcesz przywitać się z Aurorą? – spytał, delikatnie marszcząc brwi. Czy chciałem? Nie wiem, czy powinienem. I czy ona chce. Ona bardziej z Mikim się przyjaźniła, lubiła jego, on lubił ją, a czy ona lubiła mnie? Tego nie wiedziałem. 
– No przywitać się przywitam, ale czasu wam dużo nie zajmę – obiecałem, uśmiechając się do niego delikatnie. On sobie pogada z Aurorą, ja zajmę się pieskiem. I wszyscy będą szczęśliwi. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz