piątek, 3 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

To nie pierwszy raz to słyszałem, Misaki w młodym wieku nie raz powtarzała mi, że mnie nienawidzi, a wszystko to spowodowała śmierć mojego męża, za którą moja córka przez cały czas mnie obwiniała, nigdy nie zrobiłam niczego złego, nigdy nie spowodowałam śmierci Soreya, mimo że przez bardzo wiele lat się za to obwiniałem, czułem się tak, jakbym faktycznie to ja go zabił. Mimo że miał słabe serce i atak mógł dostać w każdej chwili z każdego powodu. Może też dlatego tym razem nie zabolało mnie to aż tak bardzo, a oczywiście słowa potrafią ranić, czasem bardziej niż czyny, ale wiem, że to tylko ich złość, w końcu im minie a wtedy znów wszystko będzie tak, jak być powinno.
Siadając na kanapie, wziąłem kilka głębokich wdechów i głębokich wydechów, aby się uspokoić, pozbierać myśli i zastanowić się nad tym, co zrobić dalej, może jednak złość Soreya minie a wtedy dzieci nie będą musiały nigdzie się wybierać, mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo szczerze boję się ich spotkanie z dziadkiem i tego, jak negatywne mogą być tego skutki.
Niepewnie podniosłem się z kanapy, po dłuższym czasie idąc do męża, chcąc jeszcze raz z nim porozmawiać.
Sorey przyglądał się dzieciom, które pakowały, swoje rzeczy rzucając mu pełne nienawiści spojrzenie, z którym i ja się spotkałem, gdy tylko stanąłem obok.
- Sorey możemy porozmawiać? - Zapytałem spokojnie, chcąc zwrócić jego uwagę, nie doprowadzając do żadnego konfliktu, bo i to mogłoby się stać.
- Możemy - Zgodził się, zerkając na mnie kątem oka, chcąc rozmawiać tu przy dzieciach, nie mając pojęcia, o czym chcę rozmawiać, bo tak wyszło, że o tym mu jeszcze nie powiedziałem.
- Chodź do sypialni, chciałbym powiedzieć z tobą na osobności - Poprosiłem, chwytając jego dłoń, ciągnąć za nią delikatnie, doskonale wiedząc, że jeśli pójść nie będzie chciał to nikt ani nic nie będzie w stanie go do tego zmusić.
- Dobrze chodź - Zgodził się, idąc ze mną do sypialni, gdzie mogliśmy spokojnie porozmawiać o dzieciach i całej tej wyprawie do Azylu, który wciąż mi się nie podobała. - O czym chcesz porozmawiać?
- O wyprawie do Azylu, wiem, że podjąłeś już decyzję, ale mimo to chciałbym jeszcze o tym porozmawiać, nie jestem wciąż przekonany co do tego pomysłu, oni naprawdę będą na nas za to źli - Myślałem, że może jakoś to do niego dotrze, może jednak odpuści dzieciakom i da im ostatnią szans.
- Nie obchodzi mnie to, mam już dość ich okropnych zachowań, nie słuchają nas, ignorują wszystkie zasady panujące w tym domu, może to ich coś wreszcie nauczy i nie zmienię zdania, już wystarczy tej dobroci - Trochę za bardzo zły uniósł się na mnie, chociaż ja mu nic nie zrobiłem.
- Sorey, ale Azyl? Dziadek? Przecież on będzie odczuwał satysfakcję, jestem pewien, że uzna nas za beznadziejny rodziców, będzie twierdził, że z nim byłoby im lepiej, a ja nie chcę tego usłyszeć...
- Dlaczego się przejmujesz tak bardzo jego słowami? - Zapytał, marszcząc przy tym ze złością brwi.
- Bo wiem, że ma rację, zawiodłem kiedyś jako rodzic, a i teraz sobie lepiej nie poradziłem - Wyjaśniłem, czując przerażenie samym spotkaniem się z dziadkiem.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz