poniedziałek, 6 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

Byłem jak najbardziej za tym, aby pokazać mu ciekawe miejsca znajdujące się w Azylu, a jest ich tu naprawdę wiele na przykład piękne jezioro z połączonymi ze sobą licznymi wodospadami i bujną roślinnością znajdując się wokół. Sama woda natomiast mieni się wieloma kolorami od przezroczystości po intensywny turkus, myślę, że to miejsce naprawdę się mu spodoba, do tego wszystkiego znajdowało się to w środku, pięknego lasu gdzie pies będzie mógł sobie pobiegać, a my usiąść na moście grzejąc się w słońcu, które tu zawsze było, nie pamiętam, aby w tym miejscu kiedykolwiek było zimno lub aby padał śnieg. Cóż znajduje się to miejsce z dala od ludzkiego istnienia, dlatego nawet temperatura bywa tu zupełnie inna.
Zamyślony o tym, gdzie możemy pójść, zerknąłem na Psotkę, która wesoło merdała ogonem, patrząc na mnie, trochę tak jakby chciała się zaprzyjaźnić. Czy ten pies nie czuje, że ja za nią nie przepadam? Jest aż tak głupiutka? A może aż tak bardzo chcę się ze mną zaprzyjaźnić a wszystko po to, aby zamyślić mi oczy.
- Weź ją stąd - Zwróciłem się do męża, dając mu jasno do zrozumienia, że nie chcę, aby jego zwierzak przy mnie był.
- Dlaczego zobacz, ona jest taka słodka - Podszedł do mnie, biorąc pieska na ręce, przysuwając ją bliżej mojej twarzy, aby Psotka miała szansę polizać mnie po twarzy. Skrzywiłem się lekko, wycierając miejsce, której przed chwilą było pokazane przez psa.
- Nie rób tak, ona ma mnóstwo bakterii i zarazków nie chcę czymś się zaraz - Mruknąłem, nie specjalnie szczęśliwy z tego, co piesek zrobił i, że po co on ją mi tu pokazuje ile jeszcze razy mam mu mówić, że nie chcę jej?
- Oj tam nie przesadzaj, przecież jest czysta i na pewno cię niczym nie zarazi, a teraz już chodź marudo moja nad... No właśnie gdzie w końcu idziemy? - Maruda? Ja nie jestem marudą, tylko nie chcę mieć tego psa, jasno to określiłem już dawno temu.
Westchnąłem ciężko, nie chcąc się z nim wykłócać, niech już mu będzie, jestem marudą.
- Nad jezioro, znajdujące się w lesie, twój pies będzie miał gdzie biegać, a my możemy usiąść nad jeziorem - Zaproponowałem, proponując mu to, na co sam wpadł, zgadzając się jednocześnie z jego pomysłem
- Jeszcze się do niej przekonasz i będziesz mówił nasz, a nie twój - Zapewnił mnie, chociaż ja w to nie wierzyłem.
Sorey chwycił moją dłoń, idąc spokojnie nad jezioro, pozwalając Psotce biegać po lesie, gdy sam mógł znów zobaczyć miejsce, które kiedyś tak dobrze znał a o którym zapomniał, dostając nowe życie..
- Bardzo tu ładnie - Stwierdził, z czym musiałem się zgodzić, nie tylko jezioro, wodospady i las był piękny, ale i roślinność, która była wokół naprawdę bujna, akurat nie wiem, czy zwraca uwagę na rośliny wokół niego, ale na pewno zwraca uwagę na jezioro i wodospady, nie licząc psa, który cały czas biegał pod nogami, chcąc tym samym zwrócić uwagę swojego pana na sobie.
- To prawda, Azyl mimo wszystko jest naprawdę magiczny miejsce. I pewnie, gdyby nie dziadek nigdy bym go nie opuścił - Przyznałem, siadając wraz z mężem na starym już moście.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz