sobota, 4 maja 2024

Od Mikleo CD Soreya

To raczej ja powinienem się go zapytać, dla czego był w ogóle zazdrosny o Aurorę, jestem jego mężem i kocham tylko jego a mimo to zazdrość u niego była. I rozumiem, gdyby to była obce osoba, ale Autora? O nią nie powinien być zazdrosny.
- No wiesz, przedtem byłeś bardzo o nią zazdrosny - Zauważyłem, przytulając się do niego jeszcze bardziej, czując się dużo lepiej w jego ramionach, trochę tak jakby cały ten stres uciekał, gdy był blisko mnie.
- Dobrze powiedziałeś, byłem ale już nie jestem. Wiem, że mnie kochasz i wiem, że mnie nie zdradzisz, poza tym jestem teraz dorosły i znacznie mądrzejszy przynajmniej w tej sprawie - Jego słowa trochę mnie rozbawiły, on jest dorosły? Gdyby patrzeć na niego jak na człowieka, to brakowałoby mu jeszcze roku, ale jeśli spojrzeć na niego jak na anioła to dojrzały będzie, dopiero mając tysiąc lat, a do tego jeszcze zostało mu bardzo dużo czasu.
- Bardzo mnie to cieszy, połóż się, chodźmy już spać, ale oboje nie tylko ja sam - Poprosiłem, uwalniając barierę, która miała nas chronić przez całą noc przed całym niebezpieczeństwem.
- Nie mogę spać - Uparcie twierdził, że nie może, kiedy tak naprawdę nikt mu tego nie zabraniał.
- Sorey proszę, nie chcę spać sam - Poprosiłem, patrząc na niego tymi swoimi dużymi oczami.
- No dobrze już dobrze - Zgodził się, kładąc na kocu, przyciągając mnie do siebie i takim o to sposobem oboje mogliśmy zamknąć oczy, odpływając do krainy snów.

Kolejny poranek nadszedł bardzo szybko, dzieci oczywiście przez cały ten czas nie chciały z nami rozmawiać, obrażając się za to, że wysyłamy je do dziadka, jak możemy im to robić, szczerze nie wiem i mam nadzieję, że nie zakończy się to dla nich źle.
Do Azylu dotarliśmy wczesnym wieczorem, nasze dzieci wciąż nie chciały do dziecka, mimo że nie miały wyjścia, już tu byliśmy, a oni muszą tu zostać.
- Co was tu sprowadza? - Od razu dało się usłyszeć głos dziecka, który jak zawsze był bardzo oschły i negatywnie do nas nastawiony.
- Dzień dobry dziadku, jesteśmy tu, aby zostawić tu nasze dzieci przez dwa tygodnie pod twoją opieką - Sorey odezwał się jako pierwszy, kiedy to ja zamarłem, naprawdę bojąc się tego, co usłyszę lub zobaczę, dziadka nie da się przewidzieć.
- Czyżby wasze dzieci za bardzo wam na głowę weszły? Mówiłem wam kiedy, że takie dzieci nie powinny przebywać z ludźmi, w ogóle nie powinniście się decydować na dzieci, będąc tak młodymi i niedoświadczonymi dzieciakami - Zbeształ nas, jak zawsze mając nas za głupie dzieci, które nigdy sobie z niczym nie radzą, on chyba nie rozumie, że jesteśmy już w stanie mieć i wychowywać własne dzieci, a on jako ich pradziadek powinien je kochać a nam pomagać w ich wychowaniu, dlaczego on tego nie potrafi zrozumieć?
- To nie tak, pogubiły się i potrzebują twojej pomocy - Odezwałem się nieśmiało.
- Oczywiście, że się nimi zajmę i to znacznie lepiej niż wy - Stwierdził, zapraszając nasze dzieci do siebie, które nie mając za bardzo wyjścia, ruszyły za staruszkiem, znikając nam z oczu.
- Oby tylko nic złego im nie wpoił - Westchnąłem cicho, patrząc za moimi dziećmi, których i tak już nie byłem w stanie dojrzeć.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz