Inne rozwiązanie? A jakie inne rozwiązanie się tu nasuwało na myśl? To było jedyne rozwiązanie, które przyniesie jakikolwiek skutek, on o tym wiedział doskonale. Nie zostawiamy ich w azylu na super długo, tylko na dwa tygodnie. A dziadek już się nimi zajmie. Nauczy kilku wartości, tego właśnie chciał, kiedy nam je ukradł dawno, dawno temu. Teraz będzie miał okazję się nie wykazać, i dzieci wtedy może zrozumieją, jak to mają u nas dobrze i przez co to musiał przechodzić mój mąż w dzieciństwie. Może wtedy docenią to, co dla nich stworzyliśmy i ja je wychowujemy.
– Innego rozwiązania nie ma – odparłem, naprawdę wściekły. Gdybym wiedział, że dzieciaki w tym wieku będą takie problematyczne, nigdy bym ich nie puścił do szkoły. To pewnie przez to także są takie nieposłuszne i mające nas gdzieś. Nasłuchały się innych dzieciaków, że oni to robią co chcą, i robią to samo. Wpływ niektórych ludzi jest naprawdę paskudny. Im dłużej jestem na tym świecie, tym coraz lepiej zaczynam rozumieć dziadka i jego nienawiść do nich. Może ich nie nienawidzę, ale im nie ufam i tak prędko nie zaufam ponownie. A już na pewno nie temu całemu Collinowi. Pewnie ją namawia do złego. A Haru do złego namawiają koledzy. – Już wrócili – dodałem, słysząc szczekanie naszego psa. Takie maleństwo małe, a już pilnuje... dobrze, że ją wziąłem spod tamtego śmietnika. Wpuściłem psa, a następnie udałem się do pokoju wpierw Haru, któremu kazałem udać się do salonu, i to samo zrobiłem z Haną. Zarówno nasz syn, jak i córka zachowywali się, jakby nic się nie stało, bo przecież leżeli grzecznie w łóżkach, a to, że w ich pokojach panowało niesamowite zimno to już sprawa inna.
– Wiemy, że teraz złamaliście zakaz i uciekliście. Dlatego w trybie natychmiastowym spakujecie najważniejsze rzeczy, a z samego rana wyruszamy do dziadka. Zostaniecie w azylu na dwa tygodnie – powiedziałem, krzyżując ręce na piersi.
– Co? Ale nie możesz nam tego zrobić, mamy przecież szkołę – odezwała się Hana tak odrobinkę spanikowana.
– Dwa tygodnie odrobicie, to specjalnie dużo nie jest – odpowiedziałem, pozostając nieugięty. Za dużo razy przymykałem oko na ich występki, i się skończyło. A w porównaniu do dziadka, i tak jestem za dobry.
– Mamo, powiedz mu coś. Nie możemy tak teraz sobie opuszczać szkoły – tym razem głos zabrał Haru, zwracając się do mamy mając nadzieję, stanie po ich stronie. I to nawet wielce prawdopodobne, że tak zrobi, bo pomysł ten wie mu nie podoba, ale ja się nie ugnę. Nie tym razem.
– Na razie powinniście się spakować... – zaczął Mikleo, a reakcja naszych dzieci była natychmiastowa.
– Nienawidzę was! – krzyknęły jednocześnie, biegnąc na górę, czym wystraszyły Psotkę.
Wiele rzeczy od nich usłyszałem w tym okresie dojrzewania, ale to? To było dla mnie nowością. I to nie było miłe. Serce mnie trochę zakuło. Może teraz te stosunki trochę są gorsze pomiędzy nami, ale naprawdę nas nienawidzą? Nie sądziłem, że jest pomiędzy nami aż tak źle.
– Pójdę spakować koce i je przypilnuję, by nigdzie już nie uciekli – mruknąłem, wymijając Mikleo i także powoli idąc na górę. Nie wiem jeszcze, jak tam ich zaprowadzę, bo byłem tylko raz, ale jakoś dam radę. Nie mam za bardzo wyjścia.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz