Oczywiście, że nie spałem, czemu miałbym spać? Znaczy się, spałem, ale jak tylko poczułem, że Mikleo gdzieś sobie chce iść, to od razu się przebudziłem, bo ja bez niego spać nie potrafiłem. Przecież to wtedy żadna przyjemność nie jest.
– Bez ciebie nie potrafię – mruknąłem na wpół śpiący, przysuwając go do siebie i chowając w ramionach swoich.
– Z chęcią położyłbym się jeszcze z tobą, ale zwierzaki na nas czekają, pamiętasz? Sam mówiłeś, że szczeniak potrzebuje atencji, no i też sprawdzić trzeba, czy niczego nie nabroiła, kotami się zająć... – zaczął mi wyliczać, na co westchnąłem cicho. No tak, Psotka... Skoro ją wziąłem, muszę o nią zadbać. Miki też by pewnie mógł, ale już mu obiecałem, że tymi wszystkimi rzeczami, jakie trzeba wokół niej robić, ja się zajmę. Co prawda, i wczoraj, i przedwczoraj tę obietnicę złamałem, dlatego też teraz muszę to nadrobić.
Z niechęcią więc wstałem do siadu, rozciągając swoje zastygłe mięśnie. Tak bardzo mi się nie chciało... Ale tak bardzo musiałem to zrobić, czy mi się chciało, czy nie. A mi się nie chciało, tak szczerze. Jakoś tak dziwnie dzisiaj mi było. I jak wyjrzałem przez okno dowiedziałem się, dlaczego. Co to był za deszcz? Gdzie moje słońce? Oddałbym wiele, by się teraz wygrzać na takim słoneczku cudownym, cieplutkim...
– Paskudnie jest na zewnątrz – mruknąłem, tracąc wszelką ochotę na wstanie z łóżka i odkrycia kołdry, pod którą było tak cudownie ciepło.
– Cóż, ja tam na pogodę nie mam prawa narzekać – wyznał, uśmiechając się do mnie delikatnie. Pewnie gdyby mógł, spędziłby cały dzień na dworzu, bo pogoda ta była pod niego, i tak właściwie... to mógłby to zrobić. Ja mu tego nie zabronię, oczywiście, ale też nie będę spędzać z nim czasu tam, bo bym chyba umarł.
– Cieszę się, że chociaż ty jesteś szczęśliwy – wyznałem, uśmiechając się do niego delikatnie. – Idę się zająć zwierzakami, a ty możesz wyjść na zewnątrz i cieszyć się deszczem – dodałem, podnosząc się z łóżka. Pomimo tego, że miałem na sobie najcieplejsze rzeczy, dalej było mi zimno. Trzeba będzie rozpalić w kominku na dole, jak tylko tam zejdę.
– Mogę, ale ci potowarzyszę – wyznał, idąc w moje ślady. – Później skorzystam z deszczu, kiedy będę szedł po zakupy na kolację.
– Jakie zakupy? – dopytałem, przyglądając się mu z uwagą.
– Jeszcze nie wiem, jakie, bo nie zdecydowałeś się, co chcesz przygotować. A kupić coś trzeba, bo jedyne, co mamy w domu, to jedzenie dla zwierzaków – wyjaśnił, na co powoli pokiwałem głową. No tak, kolacja... Obiecałem mu ją zapominając, że teraz gotować nie potrafię. Jak czytałem wczoraj te przepisy to w takim małym szoku byłem, że coś takiego potrafiłem zrobić, przynajmniej według słów Mikleo, a on by mnie raczej nie okłamał.
– Też jeszcze nie wiem, co chciałbym ci zrobić. Coś, co byłbym w stanie zrobić bez twojej pomocy, ale i też coś, co by było takie bardziej się nadające na miłą kolację – wyznałem mając nadzieję, że mi coś doradzi. Skoro to ma być kolacja dla niego to jasnym jest, że nie może mi pomagać, tylko grzecznie czekać na gotowe.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz