Bardzo się cieszyłem, gdy tylko mój narzeczony zgodził się na to, aby mój przyjaciel pojawił się z żoną i córką na weselu, to będzie naprawdę cudowny dzień, będę mógł zaprosić kogoś, kogo bardzo lubię i znów zobaczyć tą jego malutką księżniczkę, przy której serce zabiło znacznie szybciej. Wygląda na to, że ta mała gwiazda obudziła moje najskrytsze głęboko zakopane marzenia, które kiedyś wyparłem z głowy, mając cudownego narzeczonego, chociaż, mimo że dzieci mieć nie możemy z własnej miłości, to wciąż możemy mieć dzieci, adoptować na przykład, przecież jest tyle dzieci na tym świecie, które potrzebują pomocy, rodziny, miłości a takie pary jak my lub takie, które nie mogą mieć dzieci, zawsze przygarnąć mogą takie, które tego protestują.
- Cieszę się bardzo i obiecuję, że nie będzie ci przeszkadzają, rodzice będą pilnować ją, a jeśli będzie potrzeba to i ja się nią zajmę - Obiecałem mu, całując w usta, te piękne i mięciutkie usta, które kochałem nad życie.
- Ty? Ty mój drogi masz świrować i spędzać czas ze mną jako mój mąż, a dzieckiem niech się zajmują rodzice, nie wiem rodzina w domu, mają coś z nią, zrobić bylebyś ty nie musiał się nie zajmować - No tak, nie mogło być za dobrze i tak miło, że się ugiął, pozwalając mi na zaproszenie przyjaciela z żoną.
- Dobrze, już dobrze, jakoś to Lei opanuje, a na razie wróćmy już do rezydencji, czy chcesz jeszcze spędzić czas tu na słońcu? - Szczerze mówiąc, ja sam chciałem wrócić do rezydencji, tu jak dla mnie jest za ciepło, co mój narzeczony uważał za jakąś moją chorobę, dlaczego tak? Przecież ja jestem zdrowy, po prostu to on ma za zimną skórę jak na normalnego człowieka, nie trzeba od razu zwalać winy na mnie i mnie oskarżać o to, że to ze mną jest coś nie tak, gdy sam nie wie, czy jest w stu procentach zdrowy.
- Zostańmy tu jeszcze na chwilę, jest bardzo ładna, pogoda nie chcę marnować jej na siedzenie w rezydencji - Odpowiedział mi, co naturalnie przyjąłem do świadomości, wracając na ławkę, aby jeszcze trochę posiedzieć na słońcu, a mogłem usiąść w cieniu, byłoby mi znacznie lepiej i przyjemniej.
- Wracajmy, bo coś widzę, że masz już dość tego słońca - Jego słowa były dla mnie zbawienne, naprawdę chciałem już wracać albo przynajmniej opuścić ławkę, na której było mi aż tak gorąco.
- Wiesz to bardzo dobry pomysł - Przyznałem, od razu wstając z ławki, chwytając jego dłoń.
- Jesteś jeszcze bardziej gorący niż zazwyczaj - Stwierdził, gdy tylko chwyciłem jego dłoń.
- To wszystko przez to słońce, jest mi przez nie gorąco - Mruknąłem, kręcąc przy tym swoim nosem.
- Muszę zabrać cię do jakiejś maga, kogoś kto będzie mi w stanie powiedzieć, co jest z tobą nie tak.
- Już byłem, nie muszę iść kolejny raz - Uparcie trzymałem się swojego zdania, nie chcąc znów się w to bawić.
- Nie mój drogi, ty byłeś u medyka, a to co innego - Stwierdził, patrząc na mnie z powagą.
- Nie ważne, nigdzie już nie pójdę - Stanowczo postawiłem na swoim, mając już dość chodzenia do medyków, którzy i tak nic nie są w stanie u mnie znaleźć.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz