sobota, 4 maja 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Byłem bardzo zadowolony z tego, że w końcu była przerwa, i nie tylko ja, Psotka także cieszyła się, że mogła postawić swoje małe łapucie na ziemi. Tak właściwie, to była bardzo grzeczna. Trochę na samym początku była przestraszona, doskonale to czułem, kiedy trzymałem ją w ramionach, ale zaufała mi całkowicie i się nie szarpała, za co byłem jej całkowicie wdzięczny. 
Kiedy znaleźliśmy miejsce na nocleg, nasza kluseczka musiała się całkowicie z nim zaznajomić, wszystko wąchając i rozglądając się dookoła, ale za daleko się nie oddalała. Dzieci, oczywiście ofochane na nas, od razu rozłożyły swoje posłania i położyły się spać, plecami do nas nie zważając na to, że nawet ognisko nie jest rozpalone. Trochę miałem nadzieję, że dziadek tak je weźmie w obroty, że oboje będą mieli dosyć. I zniosę te wszystkie obelgi, jakie dziadek na pewno w naszą stronę powie. Poczekam, aż się nimi zajmie, i co potem powie, to się okaże. 
– Psotka, chodź, kolacja jest – odezwałem się, kiedy już jej przygotowałem coś do jedzenia. I ta mała kluseczka oczywiście od razu posłuchała, podbiegając do miseczki i zaczynając pochłaniać jedzenie, no bo tego nie jadła, tylko pochłaniała. – Hej, nie bój się, wszystko będzie dobrze – dodałem, po czym chwyciłem jego dłoń i ucałowałem jej wierzch. 
– Wszystko w porządku jest – odezwał się, chociaż jego mina wcale na to nie wskazywała. 
– Chodź tu do mnie – odparłem i wyciągnąłem ręce w jego stronę, na co Mikleo od razu wtulił się w moje ciało. – Idź spać, ja tu się zajmę wszystkim i nas przypilnuję – dodałem, całując go w czubek głowy. 
– A po co masz nas przypilnować? Stworzę barierę, i też będziesz mógł odpocząć – odpowiedział, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. 
– Ale ty wtedy stracisz energię. A nie chcę, byś się za bardzo zmęczył – odparłem, gładząc go po plecach. 
– Nie męczę się. To nie jest aż takie męczące – wyznał, ale ja tak mu niezbyt wierzyłem. On mi tak mówił prawie za każdym razem, kiedy wybieraliśmy się na wyprawę jakąś. Co prawda, ostatnio żadnej wyprawy nie mieliśmy, i to od bardzo dawna, ale i tak pamiętam, jak to było dawno teraz. 
– I tak popilnuję. Na wszelki – wyznałem, zerkając na Psotkę, która zwinęła się przy moim boku, już najedzona i spokojna. – Może zostaniemy jeden dzień w Azylu? Spędziłbyś trochę czasu z Aurorą – zaproponowałem, trochę tak zmieniając temat, opatulając się trochę mocniej kocem, bo jakoś tak trochę zimno tu było. Coś tak w kościach czułem, że ta zima będzie naprawdę ciężka. Albo ja tak trochę przesadzałem teraz, bo ja to jednak taki trochę delikatny pod względem temperatury być potrafiłem. 
– Już nie będziesz o nią zazdrosny? – spytał, na co zmarszczyłem brwi. 
– A to czemu miałbym być o nią być zazdrosny? – spytałem, nie rozumiejąc go za bardzo. Byłem zazdrosny? Może odrobinkę, no bo zachowywała się jakoś tak dziwnie, ale już doskonale wiedziałem, że Miki jest mój i tylko mój, i że mnie kocha, i już w nic takiego nie wątpię. No i też jestem starszy, a wtedy młody byłem, i głupi, a teraz już jestem tylko i wyłącznie głupi. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz