Byłem zdziwiony i to naprawdę zdziwiony, nigdy nie podejrzewałem, że dzieci byłby w stanie zrobić coś takiego, ja wiem, że nie podobał im się ta kara, jednakże zachowali się naprawdę okropnie, ale czy na tyle okropnie, aby zaprowadzić je do Azylu? Nie wiem, czy to taki dobry pomysł, nasz dziadek może być bardzo ostry dla nich, a tego przecież byśmy nie chcieli.
- To nie jest dobry pomysł, przecież dobrze wiesz, że dziadek no wiesz, będzie dla nich oschły i wiesz, może im coś złego wmówić, a przecież tego nie chcieliśmy - Byłem trochę zmartwiony tym, że dziadek może źle ich nastawić czy to do nas, czy do ludzi, czy my naprawdę tego chcemy?
- Nie jest dobry pomysł? Spójrz, co oni robiąc? Olewają to, co mówię i jeszcze uciekają, a to już przegięcie - Syknął zły jak osa, co doskonale rozumiałem, był zły i miał do tego pełne sprawo no ale dziadek? W tej sprawie ciężko pociąć mi racjonalną decyzję.
- Rozumiem cię Sorey i też jestem na nich zły, za to zrobili, ale może dać im karę? Wiesz taka większą karę, którą wybiję im z głowy te głupoty - Niepewnie zacząłem, a raczej chwilę go przekonać do tego, aby jednak nie wysyłał dzieci do dziadka, to mnie przeraża, tym bardziej że ja sam wiem, jak dziadek potrafi manipulować innymi.
- Przestań, gdybyś nie był dla nich taki miękki, to może nie zachowywaliby się tak nieodpowiedzialnie - Wyżywa się na mnie, bo tak przecież jest najlepiej, bo przecież tylko ja wychowuję nasze dzieci, a on najwidoczniej nie ma w to żadnego wkładu własnego.
- Hej to nie tylko moje dzieci - Burknąłem, nie życząc sobie, aby zwalał na mnie całą winę, on też jest temu winien, nie tylko ja jestem rodzicem tych dzieci.
- Tak, ale to ty je tak rozpieściłeś, tyle razy prosiłem cię, abyś traktował ich ostrzej, tyle razy sam próbowałem to robić a ty co? Nie zgadzałeś się ze mną - No i teraz chyba sobie ze mnie żartuje, przecież to on bardziej ich rozpieszczał niż ja sam.
- Chyba coś ci się pomyliło, to ty ich rozpieszczałeś, kupowałeś zabawki, słodycze i inne rzeczy, a więc nie zwalaj winy tylko na mnie - Zły wstałem z kanapy, naprawdę niezadowolony tym, co do mnie mówił.
- Dobrze, już dobrze tylko spokojnie, musimy się zastanowić, gdzie one mogą być, nerwy nic nam nie dadzą - Odpuścił, najwidoczniej widząc moją złość, która wzrastała, postanowił odpuścić temat, troszeczkę go zmieniając.
- Zapewne Hana jest u chłopaka, a Haru poszedł do kolejnego i nie wiem, czy jest sens ich szukać - Wyjaśniłem, wiedząc doskonale, że odnalezienie dzieci jest tak mało prawdopodobne, jak szukanie igły w stosie siana.
Sorey westchnął, siadając obok mnie na łóżku, ciężko przy tym wzdychając, on wiedział, że mam rację, dlatego nie miało sensu, by wyszedł z domu.
- Dobrze w takim razie poczekam sobie na nich, a gdy tylko się tu pojawią, będą zmuszeni się spakować i wyruszą do dziadka - Nie odpuścił sobie tego temat, co przyznam, trochę mnie martwiło.
- Zastanów się nad tym, jeszcze może jest inne rozwiązanie - Poprosiłem, boleć się tego, co może ich tam spotkać..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz