Mikleo nie przychodził przez całą noc, co mnie martwiło. Byłem tego w stu procentach pewien, w końcu znów spałem na kanapie, pomimo tej niewygody, która wiązała się ze spaniem na niej. Nie chciałem uczyć Psotki spania na łóżku. Na kanapie, owszem, i tak nie pamiętam, kiedy ostatni raz spędzaliśmy na niej czas z całą rodziną, a do tego nam to głównie służyło.
Z jednej strony chciałem po niego pójść. Nie powinien spędzać nocy poza domem. Ale z drugiej, może właśnie tego potrzebował? Z tego, co się orientowałem, i z tego, co czułem, Mikleo musiał być nad jeziorem, a to nawet dobrze mu zrobi. Dawno nad jeziorem nie był, a taki kontakt z wodą dobrze mu zrobi. Może się uspokoi, i spojrzy na Psotkę łaskawszym okiem. Nie chcę mu przecież zrobić na złość, chciałem tylko pomóc pokrzywdzonej istotce, a że pieska nie mamy, to możemy ją przygarnąć. W czym problem więc? Jesteśmy aniołami, i musimy czynić dobro.
Rano przygotowałem sobie kawę, a po wypiciu jej i ogarnięciu się, wziąłem Psotkę na spacer. Musiałem ją trochę nauczyć posłuszeństwa. Kiedy czuje się naprawdę swobodnie, bardzo szaleje, biega wokół, chce się bawić, wszystko zaczepiać, i jest to cudowny widok. Nie chcę jej zabraniać zabawy, ale także chcę, by nie przesadzała i się mnie słuchała. No i też przy okazji kupiłbym małe co nieco, i słodkie, i uzupełnił zapasy... Tak, to był bardzo dobry pomysł. Bo wazon odkupiłem, kwiaty też, wszystko jest na swoim miejscu, więc o to mogłem być spokojny. I o co wtedy było tyle krzyku, nie mam pojęcia.
Podczas zakupów zwróciłem uwagę na pewną wyprzedaż książek, w wyjątkowo atrakcyjnych cenach. Czemu by nie widać jednej. Albo dwóch. Ewentualnie trzech. I tak właśnie skończyłem, kupując trzy książki. Jakieś nowe książki zawsze się przydadzą, zwłaszcza, że te wszystkie, które mamy w domu, zdążyłem już przeczytać. I to ponoć dwa razy, w tym życiu i w przeszłym.
Kiedy wróciliśmy do domu zauważyłem jedną drobną zmianę, a mianowicie, buty mojego męża. Czyli już wrócił do domu... mam nadzieję, że już się czuje lepiej. Nie chcę się kłócić, nigdy nie mam takiej intencji. Odpiąłem smycz naszej kuleczce, która od razu zaczęła się rozglądać po całym parterze. Jako, że wcześniej zabezpieczyłem raczej wszystko, to nic nie powinna spsocić. A ja w tym czasie postanowiłem rozpakować zakupy.
– Idź mi stąd – usłyszałem po chwili niezadowolony głos Mikleo. A więc jednak mu nie przeszło... Wziąłem więc książki w ręce i poszedłem do salonu, z którego słychać było głos Mikleo. – Co ona tu robi? – spytał, kiedy tylko mnie zauważył.
– Teraz? Kuli się ze strachu. Użyłeś złego tonu, czuje się zastraszona – odpowiedziałem spokojnie, starając się też jednocześnie zachować jak najbardziej przyjazny ton. – Dałbyś jej szansę. Jest naprawdę kochana. I nie chciała ci zniszczyć tego wazonu, po prostu to szczeniak, chce się bawić. Spójrz, już nawet odkupiłem ten wazon, dokładnie ten sam. I znalazłem nawet kwiaty, pomimo tej pory. Cokolwiek by nie popsuła, ja to wszystko naprawię, i posprzątam, i ty się niczym nie będziesz musiał martwić – obiecałem, mając nadzieję, że w końcu przestanie być wobec niej taki negatywny i da jej tę malutką szansę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz