Oczywiście, że Haru zauważył, że coś jest nie tak. Pytanie, czy zauważył to dopiero teraz, kiedy już coś się zaczęło się ze mną dziać, czy już w poprzednich dniach zauważył, że coś już się tak ze mną zaczęło dziać? Ciężko było mi to stwierdzić. Jeżeli to był normalny, pracujący dzień, nasz kontakt był dosyć ograniczony, głównie dlatego, że wracał zmęczony. Też nie chciałem go obarczać swoimi problemami wiedząc, że ma na swoich barkach naprawdę poważną pracę, nie to co ja. Powinien się skupić całkowicie na sobie, na tej sprawie, by wrócić do mnie jak najszybciej.
- To nic takiego. Po prostu strasznie mało ciebie ostatnio ciebie tutaj – powiedziałem wymijająco, trwając blisko jego niego. Chciałem korzystać z tej bliskości tak długo, jak tylko mogę, bo przecież zaraz znów wróci do pracy i nie wiem, czy wróci. O ile w ogóle wróci.
- Czuję, że coś jeszcze w tym jest. Jeżeli nie zaczniesz mówić, ja nie będę ci mógł pomóc – odpowiedział cicho, głaszcząc mnie po plecach.
- Jak zacznę mówić o tym, że się o ciebie martwię, zaczniesz to bagatelizować. Odpowiesz mi wtedy, że do mnie wrócisz, że nic ci nie będzie, że mam się nie przejmować. Już wolę nic nie mówić, niż słyszeć kolejny raz to samo – powiedziałem cicho, nerwowo drapiąc swoje bandaże na palcach.
- Postaram się wziąć wolne, byśmy mogli spędzić trochę czasu razem – odpowiedział po dłuższej chwili milczenia. I chociaż bardzo chciałem, by to okazało się prawdą wiedziałem, że były to tylko złudne nadzieje.
- Prowadzisz sprawę, nie dadzą ci teraz wolnego. Jak już ją rozwiążesz, może wtedy... może wtedy by się udało. Ale do tej pory uważaj na siebie. Chcę, byś do mnie wrócił bezpiecznie, cały i zdrowy – powiedziałem cicho, niepewnie, wbijając wzrok w jego klatkę piersiową.
- Zawsze wracam – powiedział tym swoim wesołym, uspokajającym głosem, który teraz mnie bardziej irytował niż uspokajał. Już tyle razy go słyszałem... co prawda, zawsze wracał, ale czułem się zbywany. I tak zostawałem sam ze sobą na resztę dnia. - Mam do kogo wrócić, i nie będę nadstawiał karku, tego możesz być pewien. Będę też mniej czasu spędzać w pracy, nie chciałem jej po prostu przynosić do domu – obiecał, a mi pozostało tylko uwierzenie w jego słowa. Nic więcej nie mam. - Może zjemy śniadanie, co? - zaproponował. Wiedziałem, że teraz jedzenia to mi nie odpuści, zwłaszcza, kiedy usłyszał od medyka, że powinienem więcej wypoczywać i jeść. Zresztą, i on przed pracą potrzebował jeść, by mieć siłę. Ja sam nie miałem ochoty na nic, ale już coś tam w siebie wmuszę.
- Możesz coś przynieść – powiedziałem cicho, odwracając wzrok.
Haru uśmiechnął się szeroko, a następnie pocałował mnie w czoło i opuścił pokój. Czekałem cierpliwie na jego powrót, gładząc Ametyst, która przyszła do mnie do łóżka. Jej ciche mruczenie i ciepło trochę mnie uspokajało i sprawiało, że nie czułem się aż tak bardzo samotny. Gdyby nie te kociaki, ciężko by ze mną było, to z pewnością. Dzięki nim mam na czym się skupić, zamiast myśleć o tym, czy Haru nic się nie dzieje.
<Piesku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz