Spokojnie postawiłem miskę przy jego nogach, a następnie usiadłem przy jego osobie, przyglądając się mu z uwagą. Dalej nie wyglądał najlepiej, miałem wrażenie, że jeszcze może mieć problemy z normalnym funkcjonowaniem. I myślę, że w odpowiedniej chwili przyniosłem tę miskę, jeszcze się mu może przydać.
– Ledwo wytrzymujesz siedząc, więc uważasz, że dasz radę dotrzeć do łazienki, przygotować sobie kąpiel? Mógłbym cię zanieść, ale myślę, że skończyłbym brudny, prawda? – powiedziałem spokojnie, zawiązując jego włosy w kika.
– Nie czuję się najlepiej, ale nie mogę tak tu siedzieć – odpowiedział, ciężko opierając się o moje ramię.
– Nie masz wyjścia. Poczujesz się lepiej, przygotuję ci kąpiel, zaniosę cię do balii, założę nową pościel, wywietrzę tu... ale dopiero później, jak się będziesz czuć lepiej. Teraz to nie ma sensu, musisz leżeć, nawet jeżeli nie najlepiej teraz pachniesz – powiedziałem spokojnie, łagodnie, ale i jednocześnie prawdę. Jak kocham mojego męża, tak w takim stanie bym go nie pocałował. Przytulić może jeszcze, ale nie pocałować. To nie byłoby najprzyjemniejsze doznanie.
– Ale... - zaczął, ruszając się gwałtownie. I to byłoby na tyle, sekundę po tym wychylał się za łóżko, znów wymiotując. Westchnąłem ciężko, po czym łagodnie zacząłem gładzić jego plecy. Dobrze, że związałem mu te włosy.
– Właśnie. Taka twoja kara. Musisz ją po prostu przetrwać – powiedziałem spokojnie, podając mu szklankę z wodą. – Przepłukaj usta. Pozbędziesz się smaku – zaproponowałem, podając mu kubek, który chwycił nerwowo.
– Nienawidzę tego uczucia – powiedział cicho, brzmiąc na naprawdę wykończonego. I ja mu się nie dziwiłem. Kac potrafi zmęczyć nie jednego człowieka, a co dopiero aniołka, który jest słodki, niewinny, na niego działa to pewnie dwa razy mocniej.
– Domyślam się, kochanie. Połóż się, spróbuj się przespać. Może poczujesz się lepiej – starałem się mu polepszyć humor, co ogólnie było ciężkie. Jedyne, co by mu mogło w tej chwili polepszyć humor, to poczucie się lepiej, a to dopiero jutro. A może nawet pojutrze? Całkowicie wydobrzeje pojutrze, to z pewnością, biorąc pod uwagę to, ile w siebie wlał.
– Chyba... faktycznie nie mam wyjścia – przyznał zmęczony, próbując wlać wody. Próbował, ale ręce tak się mu trzęsły, że zrobiłem to za niego.
– Nie masz, to racja. Później zajrzę tu do ciebie, dobrze? I jak się będziesz czuł lepiej, zajmę się doprowadzaniem cię do porządku. A do tej pory żadnego ruszania czy próby wstawania z łóżka. Ogranicz się jedynie do podnoszenia do pionu. Czujesz jeszcze nudności, czy mogę już tę miskę mogę zabrać? – dopytałem, odgarniając kosmyki przylepione do jego czoła. Ależ on był spocony... nie dziwiłem się, że chce się umyć, ale w tej chwili niewiele z nim mogłem zrobić. Przenoszenie to tylko by pogorszyło jego stan.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz