Dalej nie potrafiłem zrozumieć, co takiego trudnego było w dogadaniu się z Ignisem. Przecież był to zwykły zwierzak, który kieruje się instynktem, z czego wynikają jego zachowania. Ma łatwiejszą robotę niż nie jeden człowiek, bo go rozumie. A jednak poddaje się po kilku próbach, bo co? Bo jest łatwiej, kiedy go ledwo toleruje? Rain nie ma problemu z tym, że jest wilkołakiem. Żaden inny zwierzak nie miał z tym problemu, więc to nie może być argument. Ze zwierzęcą zazdrością też powinien sobie bez problemu poradzić.
– Jak dziecko będzie w okresie dojrzewania, też może być trudne do zrozumienia. Może być złośliwe. Zazdrosne. Zamknięte w sobie. I co, zaakceptujesz ten fakt? Pozwolisz, by zostało samo, ze swoimi problemami? – spytałem, krzyżując ręce na piersi.
– Nie porównuj potencjalnego konfliktu z dzieckiem do konfliktu z twoim głupim koniem. To dwie zupełnie różne sytuacje – burknął, i pomimo tego, że ja puściłem tę obelgę w stronę mojego wierzchowca mimo uszu, tak Ignis zarżał niezadowolony, uderzając kopytem o kamienną posadzkę. Sądząc po spojrzeniu Haru, nie oznajmił mu niczego miłego. I co ja z nimi mam? Jedno lepsze od drugiego.
- Różne sytuacje, prawda. Ta druga, hipotetyczna, znacznie gorsza, ale bardzo prawdopodobna do wydarzenia. Ale skąd mam pewność, że sobie z nią poradzisz, jak nie potrafisz sobie poradzić z koniem? Tobie także powinno zależeć na dobrych relacjach z nich, bo jeżeli się nie poprawi, to na takie wypady jak ten będę wybierał innego wierzchowca. A tobie zostanie tylko padok – teraz zwróciłem się do Ignisa, który nie wydawał się być zadowolony z moich słów. Miałem nadzieję, że się sami dogadają, ale wszystko wskazywało na to, że muszę tutaj zareagować.
- Nie muszę sobie dobrze radzić z twoim koniem, by dobrze sobie radzić z dziećmi. Z dziećmi sobie radzę świetnie, ze zwierzakami też, po prostu to twoje bydle jest takie wredne – powiedział, na co i ja już miałem dosyć. A później się dziwi, że faktycznie jest wredny.
- Takie określenia naprawdę sobie możesz darować – odpowiedziałem, delikatnie mrużąc oczy.
- Stoisz po jego stronie – odpowiedział oskarżycielsko, czego już w ogóle nie rozumiałem.
- Nie jestem po niczyjej stronie, wszystko, czego chcę, to tego, byście się pogodzili. To wszystko – powiedziałem, po prostu na niego zły.
- I po co? Robisz problem z niczego.
- I ty teraz twierdzisz, że będziesz dobrym rodzicem.
- Na pewno mam lepsze predyspozycje od ciebie.
Po tych słowach trochę zamarłem. Ja sam uważałem siebie za tego gorszego, jak chodzi o rodzicielstwo, ale on nigdy mi nie dał mi do zrozumienia, że bym się nie sprawdził. Powtarzał mi, że wręcz przeciwnie, że będę wspaniały. A teraz, podczas kłótni wyszło to, co naprawdę uważał.
- Znaczy się, to nie o to mi chodziło – zaczął, kiedy tylko zdał sobie sprawę, co wypłynęło z jego ust.
- Gdybyś tak nie myślał, to byś tak nie powiedział – powiedziałem cicho, spuszczając głowę. - Czułem się uspokojony z myślą, że chociaż w tobie to dziecko będzie miało oparcie. Ale po twoim dzisiejszym zachowaniu? Wątpię, czy oboje nadajemy się na rodziców – powiedziałem cicho, omijając go, a Ignis ruszył posłusznie za mną. Kiedy mi tak powiedział w twarz mimo wszystko zrobiło mi się przykro, zwłaszcza, że nie raz powtarzał mi coś zupełnie innego.
<Piesku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz