Czy naprawdę chciałem jeździć konno akurat dziś? Cóż, nie było to jakieś szczególne marzenie, które rozpalało mnie od środka. Ale czułem, że on, a raczej ona, właśnie tego potrzebuje. Potrzebowała ciepła, spokoju i bezpieczeństwa. Doskonale wyczuwałem, że jej ciało nie miało już siły na dalsze igraszki, i nie miałbym serca, by zmuszać ją do czegokolwiek, nawet jeśli sama twierdziła, że czuje się w porządku.
Ja sobie poradzę. Zawsze sobie radziłem. Choć nie jest łatwo, kiedy umysł rozpiera energia, a ciało płonie od środka, pełnia uderza we mnie z całą siłą, przypominając, kim jestem. Jednak nauczyłem się nad tym panować. To nie proste, ale lata doświadczenia zrobiły swoje. Bycie wilkołakiem przestało mnie przerażać, a skoro zaakceptowałem tę część siebie, nie tak łatwo mnie teraz złamać.
- Nie martw się o mnie - Odezwałem się, starając się brzmieć lekko. - Naprawdę czuję się dobrze. Możemy wyruszyć w krótką podróż, jeśli tylko twoje ciało będzie w stanie znieść przejażdżkę. - Zawiesiłem na niej wzrok, a ton mojego głosu mimowolnie złagodniał. - Bo szczerze mówiąc, dziś nie wyglądasz najlepiej. - Martwiłem się. Całkiem szczerze. Coś było nie tak, choć ona uparcie powtarzała, że wszystko jest w porządku. Wiedziałem jednak, że tylko mnie zbywa. Nigdy nie przyzna mi racji, to zupełnie nie w jej stylu.
Moja panienka patrzyła na mnie w milczeniu, jakby dokładnie analizowała każde wypowiedziane przeze mnie słowo. Czy spodobało jej się to, co właśnie powiedziałem? Prawdopodobnie nie. Ale czy miała jakikolwiek wybór, czy mogła w tej chwili słowem lub gestem zmienić moje zdanie? Nie. I wiedziała o tym tak samo dobrze jak ja. Czułem, że teraz potrzebuję tego spokoju, tej decyzji i nie miałem zamiaru niczego zmieniać. Tej nocy będę musiał poradzić sobie sam. Najważniejsze jednak było, aby to ona czuła się jak najlepiej. Nawet jeśli sama uważała inaczej.
- Haru… - Zaczęła cicho, ale przerwałem jej szybko, wskazując na posiłek, którego jeszcze nawet nie tknęła.
- Nic już nie mów. Widzę, że źle się czujesz. Po prostu zjedz obiad, potem deser. Odpoczniemy chwilę, a później wyruszymy w wędrówkę. O ile twój koń nie postanowi znowu podnieść swoich kopyt przeciwko mnie - Mruknąłem, a wspomnienie o jego wyjątkowej niechęci do mojej osoby wywołało we mnie gorzki uśmiech.
- Mógłbyś w końcu się z nim dogadać. – Spojrzała na mnie znacząco. - Przecież rozumiesz mowę zwierząt, a mimo to zachowujesz się, jakbyś nie potrafił się z nim porozumieć. - Doskonale wiedziała, dlaczego tak się dzieje. To zdecydowanie, przede wszystkim jego wina.
- Cóż… twój koń jest uparty, złośliwy i, nie ma co ukrywać, bardzo zazdrosny - Odpowiedziałem spokojnie, wzruszając ramionami. - Wątpię, żebyśmy kiedykolwiek się dogadali. - Mruknąłem, w końcu to nic. Nie potrzebuję jego przyjaźni. Najważniejsze, że nie zrobi ci krzywdy. A to, że mnie nie toleruje Uśmiechnąłem się krzywo. Jakoś to przeżyję.
- Zachowujesz się jak dziecko - Skwitowała, przewracając oczami.
- Ja? To twój koń ma jakiś problem do mnie, nie ja do niego - Fuknąłem, na same wspomnienie o tym głupim koniu.
<Panienko? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz