Czułem, że znów pozostałem niezrozumiany. Wiem, że nic mu nie było, i nie będzie... tak jakby. Bo co, jak zostanie zaatakowany? I się ujawni? Tego się właśnie obawiałem. Obawiałem się, że ktoś odkryje, kim jest. Przecież to tak, jakby się sam pod stryczek podstawiał. A tak łatwo mógł się odkryć, chociażby podczas walki, nawet nieświadomie. No ale przesadzam, to ja zbyt panikuję, jak zwykle moja wina, bo martwię się o rzeczy, o których nawet on nie pomyśli.
Głaskałem delikatnie Ametyst po brzuszku, skupiając się całkowicie na niej. Wyeliminować czynniki stresujące.. to nie było możliwe w moim przypadku. Każda ekstremalna sytuacja w pracy Haru powoduje, że ja już panikuję. Chyba musiałby zmienić pracę, a tego dla niego nie chciałem. Wiem, że dopiero tam jest szczęśliwy, i też chcę, by się rozwijał. Że też musiał znaleźć powołanie w tak niebezpiecznej pracy... jest tyle zawodów, tyle możliwości, a on zdecydował się na to. Może faktycznie będę musiał skupić na sobie, by faktycznie o tym nie myśleć. By mu zaufać, że się nie zdradzi, że wszystko ogarnie, że nic mu się nie stanie. Może... może bym naszkicował Haru? Mój portret oczywiście jest, zatem i jego się pojawić musi. Ja nie potrafiłem malować, ale szkic, dla niego, wykonać mogłem. A później bym zaprosił malarza, by go pokrył farbą. Tak, to jest dobry pomysł. Skupię się na szkicu, nie będę myślał o jego pracy. Spróbujmy w ten sposób, a jeżeli to nie wypali...to ja nie wiem, co może mi pomóc.
- Dobrze wyglądasz – skomplementowałem go, kiedy opuścił łazienkę. Chciałem poprawić moje zachowanie, by i on się o mnie nie martwił. To dzisiejsze osłabienie było naprawdę dziwne, niespodziewane i martwiące. Może być to ciąża, ale równie dobrze może być to stres. Albo jeszcze jakaś dziwna choroba, o której nikt nic jeszcze nie wie.
- Starałem się, by ładnie wyglądać dla ciebie – odpowiedział, podchodząc do mnie, by nachylić się i złożyć pocałunek na moim czole. - Już trochę lepiej się czujesz? - spytał, zajmując miejsce obok mnie.
- Tak. To cało zamieszanie z medykiem nie było mi potrzebne. Nie powiedział mi w sumie niczego nowego. Następnym razem nie panikuj tak, proszę – odpowiedziałem cichutko, poprawiając Ametyst na swoich kolanach. Ona była taka... inna, niż reszta kotów. Dama i Tradycja przychodziły i dawały się głaskać, kiedy one miały ochotę. A do Ametyst mogłem się przytulić zawsze.
- Nie będę, o ile nie pojawią się nowe objawy. To dla twojego dobra, najlepiej reagować od razu – powiedział, kładąc dłoń na moim udzie. - Jak wrócę z pracy, zjemy obiad. I może się przejdziemy ba spacer, co ty na to? - zapytał, delikatnie gładząc mój policzek.
- A może zamiast spaceru przejażdżka konna? - zaproponowałem, mając bardziej ochotę na taki rodzaj aktywności.
- Może być przejażdżka konna – przytaknął z szerokim uśmiechem. - Śniadanie, w końcu – dodał, kiedy do pokoju weszła służąca, wraz z naszym posiłkiem.
- Proszę, przygotujcie jeszcze dla Haru posiłek do pracy – odezwałem się, kładąc ostrożnie Ametyst na pościeli. Znów go złapał tak straszny głód... z naszej dwójki to on zachowywał się tak, jakby był w ciąży. Apetyt to on ma za trzech. A ja nawet za siebie jeść nie potrafię. No, ale to dobrze, że on ma apetyt, to znaczy, że jest zdrowy. - Smacznego – tutaj odezwałem się do Haru, zajmując miejsce naprzeciw jego.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz