sobota, 20 września 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Przygotowałem psiakom jedzenie, podczas kiedy Miki przygotowywał nam miejsce do spania, w moim przypadku bardziej do leżenia. Ja będę leżał na kocu rozłożonym na twardej ziemi, a Miki na mnie. Nie będę najmiększym materacem, na jakim miał okazję spać, ale i lepsze dla niego to, niż żeby miał spać tak jak ja. Dla mnie to nic takiego, piekło mnie do takich warunków troszkę przygotowało, a najważniejsze dla mnie było i tak, by to mój mąż czuł się jak najlepiej, i był jak najbardziej wypoczęty. 
- Zmęczony? - spytałem, zajmując miejsce na kocu obok mojej złotej rybki. 
- Ja? Czym? - spytał, opierając głowę o moje ramię. - To ty leciałeś, i dźwigałeś mnie, i plecak, i jeszcze trochę Psotkę. Nie boli cię nic? - zapytał, zmartwiony bardziej mną niż sobą, co nie było konieczne. Ja jestem przyzwyczajony do po prostu bycia maszyną, nie czuć, nie myśleć, po prostu robić tylko to, co do mnie należało. Do tego jestem przyzwyczajony, i tak działałem. 
- Mnie tam się nic złego nie dzieje – odpowiedziałem spokojnie, i pocałowałem go w policzek. - Jestem przyzwyczajony do gorszych warunków. A takie spędzanie czasu z tobą jest bardzo przyjemne – dodałem, by pocałować go w policzek. - Chcesz coś do picia? Mogę przygotować ci herbatę, chyba coś takiego spakowaliśmy. 
- Nie, powinniśmy się położyć. Chciałbym już wstać i pójść w dalszą drogę – wyznał, na co się szeroko uśmiechnąłem. 
- Strasznie się nie możesz doczekać, co? - spytałem rozbawiony, czerpiąc przyjemność z jego podekscytowania. To było naprawdę urocze, widząc go takiego pełnego werwy, dziecięcej wręcz ekscytacji. Dawno go takiego  nie widziałem... pewnie z mojego powodu. Choćbym bardzo chciał, nigdy nie będę tą wersją, która się mu podobała. 
- Trochę minęło czasu, odkąd odwiedziliśmy ruiny – przyznał, rysując szlaczki na moim udzie.
- Wiesz, dla ciebie może nie. Przecież zwiedzałeś z dzieciakami ruiny, kiedy mnie nie było. Dobrze, że się wtedy nic nie stało – przypomniałem mu, wpatrując się w tańczące płomienie, które już mi nie dawały mi takiego ciepła, jak kiedyś. 
- Właśnie, z dzieciakami. Nie z tobą – wyjaśnił. A więc o to mu chodziło... Faktycznie, minęło naprawdę wiele lat od kiedy ostatni raz byliśmy gdzieś razem. Nie wiem, czy w tym życiu coś zwiedziliśmy. Wbrew pozorom, strasznie się dużo działo. Musieliśmy znaleźć nowy dom, zaaklimatyzować się, Banshee też wymagała mojej ciągłej opieki, do tego jeszcze walka z samym sobą i swoim temperamentem, z którym bardzo ciężko mi nawet teraz wygrać, no i oczywiście piekło. Do tego czasem się muszę posilać, muszę karmić Banshee, i w tym wszystkim jako głowa rodziny muszę dbać o zapewnienie godnego bytu mojej rodzinie. Gdzie tu w tym wszystkim znaleźć czas na wyprawę. 
- Mając dzieci ciężko znaleźć czas na takie przyjemności – skwitowałem tylko, dokładając drewna do ogniska. - I zwierzaki. Zwykły psiak też ma swoje ograniczenia, nie chcę, by coś jej się stało.

<Owieczko? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz