sobota, 13 września 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Niby mogłem się jeszcze nad nim poznęcać, bo to była dla mnie przyjemność. Uwielbiałem widzieć, jak wije się pode mną, wbija paznokcie w materac, jęczy, krzyczy, zagryza wargi... no przecież on wygląda jak dzieło sztuki, a jego głosik brzmiał jak syrenia pieśń. Był idealny, w każdym, najmniejszym calu, każdej reakcji, i chyba już mu mogę to wszystko wybaczyć, i przestać go męczyć. Już odpokutował, zatem najwyższa pora, by go nagrodzić. 
Wyjątkowo spełniłem jego prośbę, brutalnie wypełniając go całym sobą. W każdej innej okoliczności bym zachował się inaczej, delikatniej, ale doskonale wiedziałem, że on to uwielbiał, i że tego pragnie. Mówiło to jego ciało, i jego głos. Korzystałem z niego tak długo, jak tylko mogłem, oczywiście pilnując także tego, by mojemu mężowi było dobrze. Nie mogło być tylko tak, że ja mam satysfakcję z naszego zbliżenia. Źle bym się z tym czuł. Traktuję go, jak moją własną dziwkę, bo chce być traktowany jak moja dziwka. Podobało mu się to, i tylko dlatego to wszystko ma miejsce. 
Nad ranem uwolniłem go, jeszcze przez chwilę podziwiając swoje dzieło. Dopiero po krótkiej chwili chwyciłem go w swoje ramiona i zaniosłem go łazienki, by móc go umyć. Widziałem po nim, że on nie był w stanie myśleć, a co dopiero chodzić i działać. Jak dobrze, że ma mnie, i że ja dbam o każdy najmniejszy detal.
- Hej, nie zasypiaj. Jeszcze trzeba cię umyć – powiedziałem cicho, gładząc jego policzek. 
- Mhm – wymamrotał, otwierając oczy chyba na milimetr, albo dwa. 
- I jak ty wstaniesz rano? Mamy wyprawę, pamiętasz? - przypomniałem mu rozbawiony, myjąc ostrożnie jego ciało. 
- Pamiętam. I wstanę, choćby nie wiem co – wymamrotał to z takim przekonaniem, że prawie mu uwierzyłem... 
- Jasne. Już widzę, jak wstajesz skoro świt – odpowiedziałem z lekkim śmiechem myjąc jego włosy. 
- Oczywiście, że tak – burknął, pusząc swoje policzki. 
- Skarbie, już jest świt – uświadomiłem go, ciekaw jego reakcji. 
- Och... no to, musimy już iść – odpowiedział, na co pokręciłem z niedowierzaniem głową. 
- Oczywiście. Już, teraz, zaraz. Prześpij się, zbierz energię, a później zobaczymy – ostudziłem jego zapał, idąc po ręcznik. - Dasz radę wstać, czy mam ci pomóc? - zapytałem, musząc zobaczyć, w jakim jest stanie. 
- Mhm. 
I to „mhm” to było za dużo powiedziane. Miki zaraz mi się zachwiał i musiałem go łapać. Tak, zdecydowanie musiał się przespać. I to tak porządnie przespać. Nie wiem, czy nawet o jeden dzień nie opóźnimy jeszcze wyprawy... ale to zobaczymy, o której wstanie, i jak się będzie czuć. Na ten moment nie był do życia, to z pewnością. Wytarłem go dokładnie puchowym ręcznikiem, a następnie ubrałem go w koszulę. Kiedy już był gotów do spania, zaniosłem go takiego wymęczonego do łóżka, opatulając cienkim kocem, by czuł się komfortowo. 
- Dobranoc. Wypoczywaj, i się niczym nie przejmuj – powiedziałem do niego miękko, zamierzając leżeć obok niego i gładząc jego włosy tak długo, dopóki nie zaśnie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz