Na jego słowa uśmiechnąłem się głupkowato. Zły Miki to jest coś, czego nigdy w życiu nie doświadczę, chociaż nic go nie powstrzymuje. Bóg i tak już jest nim zawiedziony, bardziej go chyba ukarać nie może, więc poza własnymi zasadami moralnymi, nic go nie powstrzymuje. Ale czy bym chciał, by był właśnie taki zły, i podły...? Raczej nie. Kto by mnie wtedy powstrzymywał? Albo dobrze wychował dzieci? Ja jestem tym surowym, Miki tym łagodnym i równowaga osiągnięta. Lepiej jej nie zaburzać, jeszcze nie. A później... Cóż, zobaczymy, co czas przyniesie.
– Na razie wystarczy mi, jak czasem ci się trochę przeklnie. To jest chyba najpiękniejsze, czego byłem świadkiem – wyszczerzyłem się głupio, a moje słowa sprawiły, że Miki zarumienił się, ewidentnie zawstydzony.
– Teraz to wymyślasz, wcale tak nie było – odpowiedział, pusząc słodziutko swoje policzki. Moja piękna Owieczka... no i jak tu go nie kochać?
– Oj, było. Pamiętam to doskonale, wiesz? Tak wyraźnego „r” szybko się nie zapomina – nachyliłem się do niego i ucałowałem go w policzek. – Jestem tylko ciekawy... Co się stało z tym całym bóstwem. Pozbył się wyznawców sam z siebie, czy sami odeszli, i on też opuścił to miejsce? A może... dalej tu jest – zasugerowałem, ostrożnie rozglądając się dookoła.
– Nie wyczuwam żadnej boskiej energii... Ani w ogóle energii. Wygląda to na całkowicie opuszczone miejsce – odpowiedział, nie przejmując się tym.
– Albo może chce, żebyś tak myślał? Skoro lubi psoty, mógłby chcieć się z nami zabawić. Lepiej uważać, nie rozdzielać się, i pilnować czasu. Psotka na nas czeka – przypomniałem mu, chwytając mocniej jego dłoń. Oj, niech tylko spróbuje coś mu zrobić. Mnie nie przeraża żaden Bóg, bożek, duszek, czy inne gówno. Poradzę sobie z każdą psotą, jaką przed nami postawi.
– Zawsze uważam – wyznał, a ja tylko uniosłem jedną brew. On się patrzy tylko na ściany, to ja rozglądam się po okolicy... No, ale niechaj już mu będzie.
– Oczywiście, Owieczko – pocałowałem go w skroń. – Trochę tylko tego nie rozumiem tej istoty. Po co zamykać swoich wyznawców? Kto by chciał wyznawać Boga, który tak każe... chociaż, jest przecież ten twój. I ma mnóstwo wyznawców. Może się nim inspirował? – rzuciłem, co Mikleo zmarszczył brwi. Nie powinienem o tym mówić, nie lubi, kiedy to obrażam jego Boga, no ale ja się starać nie muszę. – No już, nie dąsaj się. Dla mnie takie kary nie mają sensu. Ale to ja. Ja jestem trochę dziwny – powiedziałem, zaglądając do kolejnego pustego korytarza. I to się ma tak ciągnąć? A może gdzieś tu jakiś skarb jest? To akurat byłoby ciekawe. I miałoby jakiś sens w tych wszystkich korytarzach.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz