Szybko rozejrzałem się dookoła, wytężając nozdrza i uszy, które nigdy mnie nie zawodziły. Starałem się wyłapać choćby najmniejszy zapach wilgoci czy szmer wody i faktycznie, niedaleko dało się wyczuć obecność jeziora. To była ulga. Jednak pojawił się kolejny problem: w czym tę wodę przynieść? Przecież nie zabraliśmy ze sobą żadnego naczynia. Musiałem zatrzymać się na moment i przemyśleć sytuację, aż w końcu przypomniałem sobie o małej butelce, którą spakowaliśmy dla Kody.
Cóż, moja panienka psem z pewnością nie była, ale przecież chodziło tylko o przepłukanie ust. Psy piją dokładnie tę samą wodę co my, jedynie mniej przefiltrowaną, więc nic złego nie mogło się stać. Ruszyłem więc w stronę Rain, do której siodła przypięta była niewielka torba. W jej środku znalazłem tę właśnie butelkę, może i nie wyglądała zbyt imponująco, ale w tej chwili była dla nas bezcenna.
- Proszę, przepłucz sobie usta - Powiedziałem, podając jej naczynie. - Wziąłem tę wodę z myślą o Kodzie, ale ty teraz potrzebujesz jej bardziej. - Byłem pewien, że nasz wierny pies nie będzie miał mi tego za złe. On i tak potrafił pić nawet z kałuży, a zdrowie mojej towarzyszki było dla mnie ważniejsze niż cokolwiek innego.
Moja panienka przepłukała usta, wypluwając wodę gdzieś na bok, zupełnie nie zwracając uwagi na to, gdzie popłynęła. W tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia, najważniejsze było, aby poczuła się choć trochę lepiej.
- Potrzebujesz czegoś? Może zanieść cię do domu? - Zaproponowałem, pełen troski. - W końcu jeszcze nie oddaliliśmy się zbyt daleko od rezydencji. - Ostatnio coraz bardziej się o nią martwiłem. Moja panienka wyglądała na słabszą, a brakowało jej energii, siły i wigorów, które wcześniej były tak oczywiste. To wszystko mocno mnie niepokoiło.
- Nie, niczego nie potrzebuję - Odpowiedziała spokojnie, opierając się o drzewo. - Chwilę odpocznę i zaraz możemy ruszać dalej. - Nie otworzyła nawet na sekundę swoich pięknych, choć bardzo zmęczonych oczu.
Nie wierzyłem jej. Nie miała siły, powinna odpocząć, odetchnąć, wrócić do domu. I zaraz jej w tym pomogę.
- Skarbie, to nie jest dobry pomysł - Powiedziałem stanowczo. - Ty ledwo co trzymasz się na nogach, ale musisz odpocząć. Zaraz zaprowadzę cię do domu, położysz się i odetchniemy. - Nie chciałem, żeby dodatkowo się męczyła; ta wędrówka w tym stanie po prostu nie miała sensu.
- Nie, Haru, nie możemy - Odparł stanowczo, próbując wstać na równe nogi. Pewnie gdyby nie moje ramiona, znów poleciałby na ziemię. - Obiecałem, że pójdziemy na spacer z końmi i Kodą.
- Skarbie, ty naprawdę nie potrafisz utrzymać się na nogach. Wracamy do domu. Położysz się, odpoczniesz, a ja wezmę na spacer oba konie i Kodę - Stwierdziłem, starając się pogodzić obowiązek i bezpieczeństwo. - Raz się uda, spokojnie..
- A co z Ignisem? - Zapytał z lekkim wahaniem. - Przecież się nie lubicie. - Miał rację, nie lubimy się, ale z jego powodu możemy zakopać na chwilę topór wojenny.
- Myślę, że ten jeden raz możemy się dogadać - Odpowiedziałem, zerkając na konia, który uderzył kopytem o ziemię. Tym razem wyglądało, że zgadza się ze mną. To coś nowego.
<Paniczu? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz