Zamyśliłem się na chwilę nad jego słowami. Co właściwie mogło być takiego „psotliwego” w tym labiryncie? Zapewne dowiemy się tego dopiero wtedy, gdy niespodziewanie wpadniemy w jakąś sprytnie zastawioną pułapkę, której nikt by się tu nie spodziewał.
- To, co dla nas może wydawać się całkowicie zwyczajne, dla niego może być już psotą - Zacząłem wyjaśniać, starając się zrozumieć sens tego miejsca. - Może to nawet nie chodzi o same pułapki, ale o labirynt. Wyobraź sobie wędrowca, który nie potrafi odczytać znaczenia szmerów wody, dźwięków, które tutaj zdają się prowadzić i mylić jednocześnie. Taki ktoś błądziłby bez końca, uwięziony w krętych korytarzach. I to już samo w sobie jest pewnym rodzajem żartu, a może nawet okrutnej psoty, zarówno dla tych, którzy wchodzą, jak i dla tych, którzy kiedyś go stworzyli. - Mówiąc to, uważnie wczytywałem się w teksty wyryte na ścianach, jakby same litery mogły zdradzić sekret twórcy labiryntu i jego niepojętej gry z tymi, którzy się tu odważą wejść.
Mój mąż nie przerywał milczenie, jedynie uważnie mnie obserwując, jakby starał się odczytać każdą moją myśl. Przez chwilę trwał w milczeniu, nim znów rozejrzał się po otoczeniu, jakby obawiał się, że ktoś nagle nas zaatakuje. W rzeczywistości powinien był skupić się na tym, co znajdowało się na ścianach, tyle tu było fascynujących informacji, a szkoda byłoby, gdyby wszystko przeszło mu przed oczami.
- Nie chcesz się skupić na tym, co jest tu napisane? - Zapytałem z lekką ekscytacją w głosie. - Naprawdę ciekawe rzeczy zapisano na tych murach. Ten Bóg, gdy się gniewał, wrzucał swoich narażonych na całkowite odosobnienie w lochach na całe dni i noce. Potrafił być tak surowy, że przez kilka dni nie dawał im nawet jedzenia. - Patrzyłem, jak jego wzrok powoli spoczywa na literach wyrytych w kamieniu. Chciałem, żeby zrozumiał, że te ściany kryją nie tylko historie, ale i ostrzeżenia, świadectwa okrucieństwa i władzy, które wciąż zdają się wibrować w powietrzu tego miejsca.
To wszystko wzbudziło we mnie jeszcze większą ciekawość. Chciałem wiedzieć, chciałem poczuć, chciałem odkryć, co tak naprawdę kryło się za ścianami tego bóstwa. Taka ekscytacja była mi dotąd nieznana, nigdy nie byliśmy w podobnym miejscu.
Oczywiście. Ruiny związane z wodą i Aleksandrem, które później prześladowały mnie przez lata, były fascynujące, a jednocześnie stały się najgorszymi wspomnieniami mojego życia. Nigdy nie chciałabym do tego wracać.
Tu, w tym miejscu, czułem się inaczej. Nic mi nie groziło, przynajmniej dopóki był przy mnie mój mąż. Był moją ostoją, wsparciem i poczuciem bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowałem. Przy nim mogłem pozwolić sobie na ciekawość i ekscytację, nie martwiąc się o niebezpieczeństwo, które tak często czaiło się w mojej przeszłości.
- No proszę… - Sorey uśmiechnął się krzywo. - Nie tylko złośliwy, nie tylko słodki, ale potrafił być też podły. Czyżbyś i ty coś w sobie ukrywał? - Z jakiegoś zabawnego powodu porównywał tego Boga do mnie, choć przecież w rzeczywistości byłem zbyt słaby psychicznie, by kogokolwiek skrzywdzić. Nie byłem zdolny do zabijania ani do zadawania bólu innym.
- Bardzo zabawne - Odpowiedziałem, unosząc kącik ust w uśmiechu. - Chciałbyś, żebym taki się stało?- Mój głos zabrzmiał lekko żartobliwie, a uśmiech, który posłałem w jego stronę, był tylko grą. W końcu ja i dominacja nigdy nie szliśmy w parze, wiedział o tym zarówno on, jak i ja.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz