wtorek, 16 września 2025

Od Daisuke CD Haru

 Kiedy tylko Haru poszedł, udałem się do pracowni, której naprawdę dawno nie odwiedzałem. Przygotowałem sobie wszystko; ołówki, węgle, gumki, chusteczki do rozcierania, a także oczywiście gorącą herbatę. No i Ametyst. Ostatnio znów mi zaczęła towarzyszyć, co mnie naprawdę raduje. Ogólnie wszystkie moje kociaki mnie radują. W końcu się do mnie przyzwyczaiły, i traktowały mnie tak normalnie. Tradycja i Dama przychodziły wieczorem, do łóżka, a Ametyst spędzała ze mną większość swojego czasu. I mogłem z nią sobie rozmawiać. Owszem, mogłem jeszcze rozmawiać z mamą Haru, z Suzue, ale jakoś tak dalej momentami dziwnie się przy nich czułem. One wiedziały, jak to być kobietą, widać to było w każdym ich geście. Ja miałem wrażenie, jakbym był jakąś tanią podróbą. Przynajmniej przy Haru prezentuję się lepiej, delikatniej, jakbym faktycznie tę grację posiadał. 
- Jak ja dawno nie szkicowałem... - mruknąłem, biorąc w dłoń ołówek i zaczynając kreślić na płótnie. - Może, jak Haru nie wyjdzie najgorzej, naszkicuję i ciebie, co? - powiedziałem rozbawiony do Ametyst, powolutku się rozluźniając. 
Musiałem skupić się na Haru. Na jego rysach. O wiele łatwiej by mi było, gdyby tu gdzieś ze mną siedział, ale uznałem to za ciekawy eksperyment. Kiedy będę go szkicował z pamięci, to pokażę mu, jak ja go widzę. Nie zamierzałem się śpieszyć. Chciałem oddać każdy, najmniejszy detal, by poczuł się naprawdę wyjątkowy. Szkoda, że nie potrafiłem tak umiejętnie używać farb. Obawiałem się jednak, że wszystko zepsuję. 
Naprawdę się wciągnąłem, i po tych kilku godzinach miałem niemalże połowę miałem skończoną. Widać było, że postać na płótnie to mój uśmiechnięty mąż, tak delikatny i przystojny. Brakowało mu tylko detali, i głębi. W sumie, mógłbym oddać malarzowi coś takiego, ale chciałem, by był jak najbardziej perfekcyjny. Obym tylko tego nie zepsuł. Zawsze miałem problem z tym byciem perfekcyjnym, wszystko musiało być na medal. 
- Tutaj się ukryłeś... wow – usłyszałem za sobą po tych kilku godzinach. Odłożyłem narzędzia i odwróciłem się w stronę mojego męża, przeciągając się łagodnie. Co jak co, ale plecy to mnie jednak bolały. - Jeszcze nigdy mi nie pokazywałeś, jak rysujesz. 
- Nie potrafię rysować. To szkic. Jak go skończę, zaproszę malarza, by go uzupełnił, a potem go powiesimy obok mojego. Też jak będziemy mieć potomka, chciałbym wykonać taki rodzinny portret – powiedziałem, schodząc ze stolika, by móc go ładnie przywitać. - I jak ci mija pełnia? - zapytałem, poprawiając kołnierzyk jego koszuli. 
- Bardzo dobrze. Na nikogo się nie zdenerwowałem, mój sekret pozostał sekretem, dzisiaj był bardzo spokojny dzień w pracy– uśmiechnął się do mnie szeroko, kładąc dłonie na moich biodrach. Doskonale wiedziałem, że nie lubił takich spokojnych dni, ale mi ulżyło. W pełnię powinien mieć spokój. Wrażenia mogę mu zapewnić w łóżku. 
- Cieszy mnie to – powiedziałem, ciągnąc go za koszulę, do siebie, by móc go pocałować. - Czego byś teraz chciał? Jesteś głodny, spragniony? Masz ochotę na coś jeszcze innego? - zapytałem, chcąc skupić się na nim. Pełnia to był jego dzień, w który to mogę dla niego zrobić wszystko. Dobrze, że już lepiej się czułem, i że te mdłości nie wróciły. Może to naprawdę stres? Bo ciąża... to nie wiem, zbyt piękne, aby było to prawdziwe. 
- A mogę deser? - wymruczał, opierając swoje czoło o moje. Oczywiście, że był wygłodniały w ten drugi sposób. Co ja później zrobię, jak będę w zaawansowanej ciąży...?
- W sumie, taki deser... to bardzo dobry pomysł – wymruczałem, delikatnie łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. Chodziło mi zarówno o seks, jak i taki zwykły deser, czekoladowy na przykład. Na naszym miesiącu miodowym taki wspaniały deser nam zrobił, w pucharku... jak sobie teraz o nim przypomniałem, to naszła mnie na niego straszna ochota. 

<Piesku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz