środa, 3 września 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Od razu poczułem, jak wściekłość płonie w moich żyłach. Co to miało znaczyć? Wszystko, czego chciałem, to spędzić przyjemnie wieczór, jednocześnie troszkę się drażniąc, jak to mamy w zwyczaju. A on? Co on wyprawia? Wściekły chwyciłem jego podbródek, zmuszając go do spojrzenia na mnie. 
- Myślisz, że możesz mi tak po prostu odmówić? - syknąłem, mocno zaciskając palce na jego delikatnej skórze. 
- Nie możesz mnie zmusić – wycedził, a ja z niechęcią przyznałem mu rację. Nie zmuszę go, owszem. To byłoby skrzywdzenie go. Ale nie będę grać w jego gierki. 
- Racja. Ale nie licz, że będę się prosił – odpowiedziałem chłodno i puściłem go. Dziesięć lat w piekle musiałem wytrwać, i nikogo się o nic nie prosiłem. I jego też nie zamierzam. Nie chce, żeby było miło, to będzie niemiło. Albo w ogóle nie będzie. 
Opuściłem pokój, kierując się na taras. Oparłem się o barierkę, nerwowo stukając palcem o barierkę. Rozszarpałbym coś. Zdenerwował mnie. Co on w ogóle sobie myślał? Co chciał przez to osiągnąć? Cokolwiek jednak chce osiągnąć, nie dam mu tego. Niczego mu nie dam. Nawet na niego nie spojrzę. Dziesięć lat wytrzymałem... Czemu miałbym nie wytrzymać kolejnych? 
Jakaś malutka część mnie chciała do niego wrócić. Szarpnąć go za włosy. Pokazać mu, kogo powinien słuchać. Jednakże pomyślałem sobie, że może by tego właśnie chciał? Że to mu sprawi przyjemność? W końcu, mój mąż jest dziwny, lubi takie rzeczy, a mi to nie przeszkadza, i z chęcią obdarowuję go taką przyjemnością. Może poza dzisiejszym dniem. Dzisiaj mnie mocno zdenerwował, łagodnie rzecz ujmując. Nie rozumiałem go. Czułem, że chce więcej. Pragnął tego. A jednak... A jednak powiedział mi nie. Dlaczego? Nie rozumiałem. Wszystko szło w dobrym kierunku. A on? Co mu odwaliło? 
Mimo pragnienia powrotu, siedziałem cierpliwie na zewnątrz. Ja się nie ugnę. Miało być miło, ale najwidoczniej wybrał drogę kłócenia się. To sobie wybrał moment, idealny... Jesteśmy sami, mamy czas, by się zabawić, a on co? 
Usłyszałem ciche drapanie pazurów o podłogę, i zaraz po tym przy moim boku pojawiła się Banshee, delikatnie trącając noskiem moją dłoń. 
– Idealna pora na morderstwo, mówisz? W sumie... Czemu nie? Tu i tak nie mam czego szukać, a miałem wyjść z tobą wcześniej – stwierdziłem, zerkając na drzwi. W końcu, nie muszę być w domu. Muszę być blisko, by w razie czego reagować, gdyby Mikleo coś groziło. Ale skoro mnie nie chce, a przynajmniej mówi, że mnie nie chce... czemu mam więc tutaj przebywać? – Chodźmy, zrobimy coś dobrego dla społeczeństwa – dodałem, cicho, pod osłoną nocy, opuszczając dom. Najpierw zajmę się Banshee, a co zrobię później? Sam nie wiem. Może uda mi się rozładować to napięcie po drodze. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz