poniedziałek, 22 września 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego słowa tylko się uśmiechnąłem, już nic mu nie odpowiadając. Widziałem, że chciał spać, a ja nie chciałem go rozbudzać. Musiał wypocząć, zwłaszcza po wczorajszej nocy, a ja będę tutaj cały czas przy nim, pilnując, by nic mu nie zagroziło. Gładziłem jego plecy ruchem spokojnym, delikatnym, spokojnym, powoli go tym samym usypiając. Mikleo szybko zasnął, co nie było niczym dziwnym. Spał dzisiaj niecałe pięć godzin, miał więc prawo być zmęczonym. Mój biedaczek, wiedziałem, że tuż przed wyprawą nie powinniśmy aż tak szaleć. Pierwotnie ten dzień miał być wolny, przeznaczony na odpoczynek, ale dużo rzeczy się pozmieniało, głównie ze względu na Mikleo. Co on znów wtedy wymyślił, to ja nie wiem, i miałem nadzieję, że więcej takich dziwnych akcji z nim nie będzie, zwłaszcza, że nie czułem się prowodyrem tej sytuacji. 
Leżałem na twardej ziemi, nie spuszczając wzroku z mojego męża. Jak spał, wyglądał tak cudownie, tak spokojnie, tak wspaniale... moja mała Owieczka. Poprawiłem kosmyk jego włosów, który to opadł na jego czoło. 
I właśnie w ten sposób minęła nam noc. Spokojnie, cicho, sennie... i trochę zimno. Dawno już tak nie zmarzłem, ale pomimo tego starałem się trzymać, by Miki przypadkiem nie zobaczył, że coś jest ze mną nie tak. I jeszcze się zmartwi. A tak na logikę, po co ma się martwić? W końcu, mi nic nie było. To była w końcu najzwyklejsza w świecie niedogodność, a nie coś zagrażającego mojemu życiu. Mało co jest w stanie mi zagrozić, zatem w ogóle o moje bezpieczeństwo się martwić nie musi. Niech się lepiej skupi na sobie, to on jest tym, na którego uwziął się Bóg, i który zabiera mu wszystko to, co najcenniejsze, a więc idąc tym tropem, to on jest w większym niebezpieczeństwie. Kto wie, czy temu na górze znów nie odwali, bo zobaczy, że mój mąż jest przy mnie szczęśliwy. 
Miki w końcu otworzył swoje piękne oczy, mrugając kilkukrotnie. Nie poruszyłem się chociażby o milimetr czekając, aż dojdzie do siebie, rozbudzi się i zejdzie ze mnie. I nieważne, jak wspaniały, milutki i mięciutki by nie był, czekałem na tę chwilę przez cały ten czas. Kiedy i ja w końcu byłem wolny, przeciągnąłem się leniwie czując, jak coś tam w tych plecach strzyka, co powodowało u mnie wielką ulgę. 
– Bardzo obolały? – spytał zmartwiony Miki, kiedy ja się powoli podnosiłem do siadu. 
– Może odrobinkę. Ale bywało gorzej, nie ma co się martwić – odparłem, uśmiechając się do niego niewinnie, i zaraz po tym ucałowałem go w policzek. – Na dole jest strumień, pewnie będziesz się chciał ogarnąć przed dalszą podróżą – dodałem, kontynuując swoje rozciąganie się, by te moje zesztywniałe mięśnie w końcu zaczęły pracować. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz