piątek, 12 września 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Jego zachowanie mnie zaskoczyło. Tak nagle, bez słowa? To było trochę dziwne, zwłaszcza, że przecież jeszcze niedawno był nafochany. Widziałem, że się mu nie podobał mój pomysł. Że wolałby wyruszać. I w sumie, jakbym się bardzo uparł, moglibyśmy dzisiaj wyruszać, owszem. Ale nie chciałem, by cierpiał, a na pewno prędzej czy później to źle by na niego wpłynęło. Robiłem to dla niego, czy się na mnie złościł, czy nie. W głębi duszy coś tak czułem, że gdyby nie był tak dumny, przyznałby mi rację. Ale możemy bawić się w udawanie, jeżeli tak mu lepiej. 
Trochę niepewnie objąłem go w pasie, przyglądając się mu z uwagą, szukając w nim... sam nie wiem, może jakiegoś podstępu? Najpierw się na mnie focha, bo o niego dbam, a teraz ładnie się do mnie przymila. Albo więc coś kombinuje, albo zrozumiał, że robię dla jego dobra. Jedno z tych dwóch. 
– Co się z tobą stało? – spytałem, kiedy odsunął się ode mnie, by złapać oddech. 
– A coś się miało ze mną stać? – spytał niewinnie, bawiąc się kołnierzem mojej koszuli. 
– No wiesz, najpierw jesteś na mnie ewidentnie na mnie obrażony, i nawet nie próbuj zaprzeczać, że tak nie było. A teraz zachowujesz się bardzo... poprawnie. Wygląda na to, że zrozumiałeś swoje zachowanie, prawda? – zapytałem cicho, palcem przesuwając po jego kręgosłupie. Jego mokre ubrania przylegały do jego ciała, nie ukrywając niczego. Każdy mięsień, każda bardziej wystająca kość, wszystko to było na wyciągnięcie ręki. Prawie tak, jakby był nagi. 
– Nie chcę się kłócić – odpowiedział wymijająco. No oczywiście, że mi racji nie przyzna. Po kim on ma taką dumę? Skąd mu się ona bierze? 
– Nie chcesz się kłócić... – powtórzyłem cicho, spokojnie, delikatnie mrużąc oczy. Jakbym był bardzo złośliwy, drążyłbym do tego, by przyznał mi rację. Czułem jednak, że tym razem warto odpuścić. Wystarczy mi tych fochów, chłodnego traktowania, pijaństwa. Nawet jeżeli się zachowywał zabawnie, w końcu po raz pierwszy usłyszałem, jak przeklina. To było przepiękne, chociaż sprzątanie po nim już tak miłe nie było. – To się nie kłócimy – stwierdziłem, przenosząc dłoń na jego włosy i zaraz chwyciłem za nie, przyciągając go bliżej siebie. Mój pocałunek był bardziej drapieżny, zachłanny, agresywny, a ja zakończenie podgryzłem jego dolną wargę. Zrobiłem to jednak zaczepnie, nie po to, by go zranić. Jeszcze nie. – Lepiej się czujesz? Zdecydowanie lepiej, widać to po tobie. Możemy więc wrócić do domu, i zacząć się pakować, tak, by jutro już móc wyruszyć. No i też trzeba opracować plan, dalej nie do końca wiem, dokąd tak właściwie chcesz się udać – odpowiedziałem, poprawiając kosmyki przylepione do jego czoła. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz