środa, 11 czerwca 2025

Od Mikleo CD Soreya

Przespałem całą noc może nie snem twardym, ale wystarczająco dobrym, abym mógł zregenerować swoje siły.
Oczywiście zdarzyło mi się przebudzić kilka razy, ale to z powodu kotów, które przechodziły do mnie, chcąc trochę czułości i uwagi.
Obudziłem się wczesnym rankiem, wzrokiem odruchowo poszukując męża, którego jeszcze przy mnie nie było, mam nadzieję, że już niedługo go zobaczę, w końcu dziś miał wrócić, dziś znów miał być przy mnie i aby tak było, bo już dłużej bez niego nie wytrzymam.
I tak o to rozpocząłem dzień, wysyłając dzieci do szkoły, aby ten ostatni raz spędziły czas w szkole. Wiedząc, że później, czy tego chcemy, czy nie, Nie będą chodzić, nawet jeśli będą mówiły, że chodzą, przerabiałem to zresztą naszych dzieci, doskonale wiem, jak to wygląda.
Po opuszczeniu domu przez nasze dzieci ruszyłem do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia, dla mnie i dla pani jeziora, wciąż z nami była, czekając na powrót mojego męża.
Coś tak czuję, że gdy tylko wróci, ona zniknie, nie będzie chciała spędzać czasu przy nim, a ja doskonale to rozumiem, bo mi może kiedyś lubiła mojego męża, dziś on jest dla niej wrogiem i mimo szczerych chęci nie potrafi tego zmienić.
Skupiony na przygotowywaniu posiłku poczułem dłonie zakrywające moje oczy.
– Zgadnij kto? – Usłyszałem, doskonale, znając głos mojego męża, odwróciłem się w jego stronę, mocno do niego przytulając.
– Tak się cieszę, że wreszcie tu jesteś – Odparłem zadowolony, chowając się w jego ramionach…
– Też się cieszę Miki, nawet bardziej, niż możesz sobie wyobrażać – Wyszeptał, chwytając mój podbródek, aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
Chętnie go odwzajemniłem, nie mogąc oprzeć się jego bliskości, jego gorących ust dotyku, którego tak strasznie mi brakowało.
Jak dobrze, że już przy mnie jest i mam nadzieję, że nie odejdzie z powodu kolejnej umowy, której nie chciałbym, aby on musiał akceptować.
Oderwaliśmy się od swoich ust, dopiero gdy zabrakło nam powietrza.
– Gdzie są dzieci? – Dopytał, kładąc dłonie na moich biodrach, uśmiechając się do mnie zadziornie.
– W szkole, a Lailah chyba spędza czas na ogrodzie – Odpowiedziałem, przeglądając mu się uważnie, aby dostrzec jakiekolwiek zmiany, byłam ciekaw, czy piekło bardzo go zmieniło, wizualnie różnicy nie widziałem, natomiast nie wiem, jak z jego psychiką, tego chyba się przekonam po czasie.
– Widziałem ją, nie jest za bardzo zadowolona z mojego powrotu – Wyznał, ciężko przy tym, wzdychając, to smutne, ale trochę prawdziwe, Pani jeziora, nie ukrywa, że nie przepada za moim mężem, ale mimo to zachowuje się grzecznie i traktuje go, tak jak traktować powinna. A dla mnie to jest najważniejsze.
– Tak ci się tylko wydaje, ona cóż, po prostu nie może akceptować demona, musisz ją zrozumieć, była tu, aby nam pomóc i nas wesprzeć, gdy ciebie nie było, teraz wróciłeś i pewnie będzie chciała wrócić do domu. A jeżeli o to chodzi, wiem, że dopiero wróciłeś, ale Lailah, chciałaby zabrać nasze dzieci na dwa tygodnie do siebie, rok szkolny finalnie dobry końca, nie muszą już tam chodzić, dziś zapewne będę tam ostatni raz, więc może to dobry pomysł, aby zmieniły trochę miejsce pobytu, dzięki temu odwiedzą swoje rodzeństwo i przyjaciół z tamtego miasta, a to na pewno pomoże im się socjalizować i odpocząć od tej negatywnej energii panującej w tym mieście – Wyjaśniłem twój punkt widzenia, a jednocześnie mając nadzieję, że się na to zgodzi, nie mając przy tym większego problemu…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz