niedziela, 8 czerwca 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Mimo niepewności odnośnie Mikleo, starałem się skupić na tej nieszczęsnej pracy, chociaż doskonale wiedziałem, że nie byłem tak samo wydajny, jak na początku. Byłem zmęczony, zmartwiony do granic możliwości, miałem serdecznie dosyć tego miejsca, atmosfery, szeptów i intryg. Chciałem po prostu wrócić do domu, do rodziny, nie zrobiłem tu wystarczająco dużo? Zwycięstwo mieli jak na tacy, wystarczyło tylko domknąć pewne sprawy, podjąć pewne decyzje, z tym raczej sobie potrafili poradzić, a przynajmniej powinni. Po co im tam byłem? Do mówienia rzeczy oczywistych? Najwidoczniej, skoro jeszcze tam byłem. 
Mimo tego wielkiego zirytowana i zmęczenia, starałem się dać od siebie najwięcej, na ile w tej chwili mogłem. Podczas jednych z takich narad wyczułem jednak coś, czego się nie spodziewałem wyczuć, a mianowicie zapach mojego męża. Bardzo przytłumiony, niemalże niewyczuwalny, ale zbyt dobrze znałem ten zapach, waniliowe nuty mojej słodkiej rozpoznam wszędzie. Który z nich odwiedził mojego męża? Zacząłem przyglądać się każdemu z obecnych na naradzie, próbując odgadnąć, który z nich to zrobił. I wystarczyło, że spojrzenie moje oraz Crowleya się spotkały i już wiedziałem, że to on. Tylko czemu? Co od niego chciał? Czy coś mu zrobił? Irytacja ustąpiła miejsca wkurzeniu, ale nie mogłem wybuchnąć. Jeszcze nie. Czekałem, aż narada się skończy, generałowie wyjdą, i kiedy tak się stało i zamknęły się drzwi za ostatnim z nich, zaraz znalazłem się przy nim, chwytając jego szyję i przyciskając go do ściany. Czy łamię jakieś zapisy umowy czy też nie, nie obchodziło mnie to. 
– Co mu zrobiłeś? – syknąłem, zaciskając palce jeszcze mocniej na jego gardle czując, jak krew wręcz wrze mi w żyłach z tej wściekłości. I on, i oni mu podobni mieli się do niego nie zbliżać. W co on gra? 
– Nie zapominaj się – wycharczał, zaciskając swoją rękę na moim nadgarstku, co nawet mnie zabolało, ale czy się przejąłem? Niespecjalnie. 
– Zapytałem, co mu zrobiłeś – powtórzyłem, mając wielką ochotę na rozkwaszenie jego głowy na tej ścianie. 
– Pogadałem sobie z nim tylko. Nie martw się, następnym razem, jak nie będziesz się wywiązywał z umowy. Tylko wtedy nie będzie tak wesoło – odpowiedział, tylko mocniej mnie tym denerwując. 
– Miałeś trzymać się od niego z dala – warknąłem, używając jeszcze więcej swojej siły. 
– A ty miałeś pracować, a nie być myślami gdzie indziej. Skup się, a nic mu się nie stanie. 
Nie podobało mi się to, że tak mi rozkazuje. Najchętniej bym w tej chwili się go pozbył, i wrócił do męża, ale nie wiem, czy z chwilą jego śmierci na mojego męża nie rzucą się te demony z góry. Jeżeli jednak dowiem się, że znów zrobił coś, czego nie powinien, nie będę się powstrzymywać. Gdyby nie Mikleo, i to, że jest tam sam, inaczej by ta rozmowa wyglądała inaczej. 
Wściekły opuściłem salę narad, kierując się prosto do sali treningowej. Musiałem się tej wściekłości jakoś pozbyć, nim zrobię coś, czego później będę żałować. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz