niedziela, 1 czerwca 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Wkurzony, chociaż to było naprawdę delikatne słowo, wróciłem do pokoju, czując wielką potrzebę rozwalenia czegoś. To, że jakiś pierwszy lepszy demon porównał mojego męża do jakiegoś kawałka mięsa do rżnięcia, wytrąciło mnie z równowagi. Mogłem się domyśleć, że te istoty stąd nie znają uczucia miłości. Pewnie myślą, że jestem z nim, bo jest miły dla oka i dobry w łóżku, no i jest aniołem, którego zepsucie daje demonowi samo w sobie dużą satysfakcję. I że Miki chciał, bym znalazł sobie tu jakiegoś kumpla. I że ja się na to złapałem. Ciężko mi będzie znaleźć kogoś, z kim mógłbym zawrzeć znajomość. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie byłem typowym demonem. Niby byłem przegniły do cna, ale znałem miłość i współczucie, chociaż tego drugiego rzadko kiedy okazywałem. Który to demon odczuwa takie emocje? Gdybym takiego znał, pewnie byłbym bardziej skłonny do zawarcia jakiejś takiej znajomości, no ale w tym miejscu nikogo takiego nie uświadczę. 
Straciłem wszelką ochotę na picie, czy rozmowę. Odłożyłem wino i uderzyłem pięścią w ścianę z taką mocą, że zrobiłem w niej dziurę, jednocześnie przy tym raniąc swoją dłoń, wyobrażając sobie, że uderzyłem w tamtą paskudną mordę. 
Zaraz po tym za mną pojawiła się Banshee, od razu pytając się, co się dzieje. Trochę mnie tym zaskoczyła, nie spodziewałem jej się tutaj... jeszcze nie. Myślałem, że jeszcze dłużej jej nie będzie. 
– Już jesteś – odezwałem się zaskoczony, zerkając na swoją dłoń. Niezbyt ciekawie to wyglądało, ale przejdzie mi. Musi. – Nic się nie dzieje, jak się trzyma Miki? – zapytałem, od razu skupiając się na znacznie poważniejszych sprawach. 
Jej odpowiedź mnie zaskoczyła, jak to wyprawa? Jaka wyprawa? A co ze zwierzakami? Ze szkołą? Z potencjalnym niebezpieczeństwem? Opuszczenie tego miejsca na pewno dobrze im zrobi, ale czy od razu wyprawa do ruin to taki dobry wybór? Ruiny mogą być niebezpieczne. A jak jakiś demon to wykorzysta? Będzie próbował ich skrzywdzić? Dostać się do ich krwi? 
– Powinnaś ich w takim razie przypilnować na czas tej wyprawy. By nic im się nie stało – powiedziałem, na co suka prychnęła cicho, niezadowolona z tego pomysłu. – Ja tu sobie dam radę, ale oni? Pewnie nie. Ja sobie dam radę. A na rękę nie patrz, to ja to sobie sam zrobiłem. 
Banshee pomimo tego nie chciała się zgodzić. Powiedziała, że Miki też nie chce, by się tam pojawiała i że ma pilnować mnie. No tak, lepiej na mnie się skupiać zamiast na nim. Ja jestem silniejszy od niego, i psychicznie, i fizycznie, więc lepiej dam sobie radę. Znaczy, z tego co się dowiedziałem, na razie z psychiką chyba nie jest u niego źle, no ale nie wiem, jak ta wyprawa się potoczy. Naprawdę powinien tam być jakiś taki ochroniarz, a Banshee się w tej roli świetnie sprawdzi. Tylko, że ona nie chce, bo tutaj przecież jest mi bardziej potrzebna. Jaka ona uparta. Za wiele rzeczy podpatrzyła od Mikleo. 
– Mimo wszystko powinnaś do niego zaglądać. Nie może latać, więc daleko to nie będzie, i szybko ich namierzysz. Muszę mieć pewność, że będą bezpieczni – powiedziałem, nerwowo uderzając palcami o blat stołu. Oby tylko im się nic nie stało na tej wyprawie... Teraz to już w ogóle będę cały czas poddenerwowany chodził i zastanawiał się, czy wszystko u niego w porządku. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz