środa, 18 czerwca 2025

Od Mikleo CD Soreya

Jeśli myśli, że jego słowa coś zmienią, to się grubo myli, nie odpuszczę sobie i zrobię ten obiad, nawet jeśli on będzie mi przy nim przeszkadzał.
– O nie, tak łatwo mnie nie wygonisz – Odparłem, zabierając się do pracy, tłumacząc mężowi, co takiego ma robić, aby posiłek wyszedł dobry i zdrowy tak jak sobie zaplanowałem.
Na początku zaplanowałem zrobić prostą warzywną zapiekankę z dodatkiem mięsa, zdecydowałem jednak trochę zmienić swój plan i przygotować zupę warzywną, jest dobra i szybka poza tym, sądząc po ilości warzyw, które przygotował Sorey, to zdecydowanie był lepszy pomysł.
Po przygotowaniu posiłku wspólnymi siłami mogliśmy nałożyć porcje każdemu poza moim mężem.
On tego nie jadł, a zmuszanie go do czegokolwiek nie na najmniejszego sensu…
Posiłek był dobry, co od razu zostało zauważone przez naszych bliskich, którzy pochwalili nas za dobrze przygotowany posiłek.
I tak jakoś ten dzień szybko nam upłynął, nim zdążyłem zauważyć, nasze pociechy były spakowane, gotowe do podróży i nawet leżały już w łóżkach.
Nie tylko one, Lailah też udała się na spoczynek, a więc i na nas przyszła pora, byśmy mieli siłę wstać wczesnym rankiem, pożegnać się z dziećmi, aby móc cieszyć się wspólnymi chwilami.
Mój mąż może i spaść nie spał, natomiast położył się obok mnie, abym ja mógł zasnąć w spokoju, w jego ramionach.
– Śpij dobrze owieczko – Wyszeptał, do mnie cicho składając pocałunek na czole.
– Dobranoc – Odpowiedziałem, zamykając oczy, aby odpływając w jego ramionach, czując tam spokój i bezpieczeństwo, którego tak bardzo mi brakowało przez ten miesiąc, niby to nic wielkiego jednak dla mnie wystarczy, abym znów był szczęśliwy.

Nim się obejrzałem, nastał nowy dzień, wybudzony ze snu z powodu dłoni męża.
– Zbudź się owieczko, musimy wysłać dzieci z Lailah w podróż a później… – Tu przerwał, dłonią, drażniąc moje podbrzusze. – Będziesz należał tylko do mnie i nie pozwolę ci zbyt szybko na odpoczynek – Stwierdził, oblizując swoje wargi.
Trochę mnie tym rozbawił, musiałem przyznać, już nie mógł się doczekać? A przecież jeszcze mieliśmy czas, dużo czasu i mógł z niego korzystać, ile tylko będzie chciał.
– Już wstaje, wstaje – Zapewniłem, powoli, podnosząc się do siadu, cicho ziewając, odruchowo zerkając na zegarek.
Było tak wcześnie, przecież mogli jeszcze spać, my zresztą teraz i oczywiście rozumiem, że chce się szybko pozbyć dzieci z wiadomych powodów, natomiast mógłby jeszcze poczekać, nic by to nie zmieniło prawda?
– Wiesz, że mogą jeszcze spać? Lailah nie kazała aż tak wcześnie – Zauważyłem, wstając z łóżka, aby ruszyć na ogarnięcie siebie po nocy i przygotowanie posiłku dla moich bliskich.
– Wiem, jednak już ci coś tłumaczyłem, im szybciej oni wyruszą do swoich przyjaciół, tym szybciej ja będę mógł cię wykorzystać na krzywdy możliwy sposób – Stwierdził, mówiąc mi ponownie to, co już zdążył mi wczesnej powiedzieć.
– No tak już mi to tłumaczyłeś – Zgodziłem się z nim, opuszczając naszą sypialnię, dostrzegając gotową do drogi Lailah. Nie tylko ona była już gotowa, nasze pociechy również coś tam w kuchni już robiły chyba, chcąc mnie odciążyć, jak miło chociaż raz to oni sami coś przygotują, a nie tylko będą czekały na mnie, całkiem miła jest to odmiana.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz